Info

avatar Jestem MateM z miasta Dębica/ Darmstadt (Hesja). Od 2008 roku na rowerze przejechałem: 100581.78 w tym 14311.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.05 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Mapa przejechanych dróg- aktualizacja 2022








button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 120 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 143 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 206.7 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 124.6 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 173 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 154 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 135 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 141 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 99 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 164 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 201 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 166 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 148 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 104 km

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MateM.bikestats.pl

Archiwum bloga

skype downloadLicznik wizyt na stronę
Flag Counter
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:859.13 km (w terenie 95.80 km; 11.15%)
Czas w ruchu:41:56
Średnia prędkość:20.49 km/h
Maksymalna prędkość:58.59 km/h
Suma podjazdów:9487 m
Maks. tętno maksymalne:187 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (97 %)
Suma kalorii:23621 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:78.10 km i 3h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
39.88 km 0.00 km teren
01:47 h 22.36 km/h:
Maks. pr.:56.21 km/h
Temperatura:13.0
HR max:187 ( 98%)
HR avg:148 ( 77%)
Przewyższenie:457 m
Kalorie: 1198 kcal

VI Dębicka Czasówka do Głobikowej i drugie miejsce

Niedziela, 30 września 2018 · dodano: 01.10.2018 | Komentarze 0

Pierwszy raz dębicka czasówka zawitała na Pogórze, dokładnie do Latoszyna i Głobikowej, specjalnie więc na start namawiać nie trzeba było. Problemem dla mnie mogła być pogoda- od kilku już dni silnie wiało i było chłodno, a w górkach tej nocy odnotowano ujemne temperatury- ostatecznie jednak udało się wystartować.

W wyścigu udział wzięło 81 kolarzy, w tym 15 mtb. Krótka,11- kilometrowa trasa z przewyższeniem 260 m wymusiła maksymalnie szybkie tempo jazdy. 

21 minut i 18 sekund potrzebował zwycięzca tegorocznych mistrzostw- Szymon Kulas na pokonanie całej trasy rowerem szosowym. Mi na góralu z oponami 2.1 cala zajęło to 26 minut 41 sekund. Tętno maksymalne pulsometr ustalił na poziomie 187. To mój trzeci start w tej imprezie i po raz trzeci zająłem drugie miejsce w kat. mtb. 

Oczywiście chciałem przejechać trasę bez kasku, niestety regulamin zawodów nie przewiduje takiej możliwości. 


 WynikiOPEN 35/81, w kat. MTB 2/15. 


Zdj. Olaf Kania. 


Zdj. Olaf Kania. 

Dane wyjazdu:
70.96 km 12.00 km teren
03:07 h 22.77 km/h:
Maks. pr.:47.87 km/h
Temperatura:24.0
HR max:181 ( 95%)
HR avg:144 ( 75%)
Przewyższenie:810 m
Kalorie: 1991 kcal

Pogórzem od Dębicy do Ropczyc

Piątek, 28 września 2018 · dodano: 28.09.2018 | Komentarze 0

Wycieczka nowymi trasami na Pogórzu pod Ropczycami i na niżu koło Kozodrzy. Teren reprezentowany dzisiaj przez drogi polne i szutrowe. Z ciekawszych obiektów warta odnotowania wizyta pod Krzyżem III Tysiąclecia. 

Na wzgórzach bardzo słonecznie, po południu kiedy już zjechałem do Ostrowa, znacznie się zachmurzyło. Zakres temperatur od 19 do 25 C.

Dane wyjazdu:
32.00 km 0.00 km teren
01:07 h 28.66 km/h:
Maks. pr.:41.51 km/h
Temperatura:11.8
HR max:179 ( 94%)
HR avg:156 ( 82%)
Przewyższenie:137 m
Kalorie: 823 kcal

Pętla do Czarnej z Rędzin

Wtorek, 25 września 2018 · dodano: 25.09.2018 | Komentarze 0

Do Chotowej ciągnę dobrym tempem za szosowcem. Trening w mocno niesprzyjających warunkach. Zimny i całkiem silny wiatr wiał z prędkością ponad 20 km/g, wiejąc czołowo od strony północnego- zachodu. Temperatura na trasie 14-11.8 C. Strój jesienny docieplony, głowy w takich temperaturach niczym nie osłaniam, więc mnie przewiało. Nie pierwszy, nie ostatni raz.. myślę, że przez te wszystkie lata już się zdążyłem uodpornić, więc raczej nic mi nie będzie.
Wracając w Grabinach przecinam trasę chmury Nimbostratus- poświęciło mnie, ale uciekłem do miasta.



Dane wyjazdu:
110.20 km 1.20 km teren
04:56 h 22.34 km/h:
Maks. pr.:58.59 km/h
Temperatura:27.0
HR max:170 ( 89%)
HR avg:124 ( 65%)
Przewyższenie:681 m
Kalorie: 2237 kcal

Pożegnanie lata w Beskidzie Niskim 3/3: Doliną Sanu do Rzeszowa

Piątek, 21 września 2018 · dodano: 24.09.2018 | Komentarze 0

Po dwóch górskich dniach z licznymi podjazdami i sporym przewyższeniem, ostatniego trzeciego dnia beskidzkiej eskapady mogę wreszcie nieco odpocząć. Profil trasy jest płaski i tylko za Dynowem czeka na mnie jeden dłuższy podjazd.

Pierwsze poranne 10 kilometrów to szybki zjazd z Pogórza Bukowskiego bez przewyższenia. Tutaj ma miejsce pierwsze z dwóch dzisiejszego dnia tankowanie bidonów.  Za Sanokiem przejazd trasą rowerową Doliną Sanu (w tym szlakiem Green Velo), odwiedzam tu trzy cerkwie: w Hłomczy, Dobrej Szlacheckiej i Uluczu.
Pierwszy raz przyszło mi poruszać się tym szlakiem, i być może trafiłem na najgorszy jego odcinek, niestety ciężko powstrzymać się od krytyki (jak najbardziej uzasadnionej).
Faktem jest, że na odcinku z Siedlisk aż pod Dynów (niby raptem 5-6 km) uroki jazdy psują licznie kursujące wywrotki ze żwirem,a nad rzeką w najlepsze funkcjonują żwirownie. Od Ulucza do Dynowa można naliczyć aż 4 wyrobiska, a lokalizacja szlaku rowerowego na tym odcinku (jakieś 18 km) to w moim odczuciu niesmaczny żart złośliwego urzędnika. Przerzucenie ruchu rowerowego na szerokie asfaltowe drogi dla rowerów niewiele zmienia: i tak przemieszczam się w towarzystwie ciężkiego sprzętu. MOR w Siedliskach ciężko komentować.. komuś kompletnie zabrakło wyobraźni, skoro zlokalizował punkt tuż przy drodze asfaltowej. Wystarczy rzut oka na mapę, aby w najbliższej okolicy znaleźć kilka dużo atrakcyjniejszych i oddalonych od jezdni lokalizacji w cieniu drzew, kwestia dogadania się z właścicielami tych działek. Rozwiązanie po kosztach, ale na niekorzyść dla samych zainteresowanych- nie o to przecież chodzi. 

Od Dynowa przemieszczałem się po wyżynnym Pogórzu Dynowskim. Końcowe kilkanaście kilometrów trasy to szybka jazda do Rzeszowa, gdzie docieram po godzinie 14. Chwilę trzeba było odstać w kolejce do kasy, ale bez problemu załapałem się na odjeżdżający już za chwilę pociąg.




San o poranku.


Kolorowy San.


Punkt widokowy nad Sanem.


Cerkiew w Dobrej Szlacheckiej.


XVII-wieczna wieża-dzwonnica bramna jest obiektem unikatowym w skali kraju.


Okna cerkwi. 


Dobra Szlachecka- miejsce, gdzie czas się zatrzymał.


Cerkiew w Uluczu, położona na szczycie wzgórza Dębnik 344 m. n.p.m. 


Stawy nad Sanem.


Ruiny zamku w Dąbrówce Starzeńskiej. 




Dane wyjazdu:
109.28 km 23.00 km teren
06:30 h 16.81 km/h:
Maks. pr.:54.62 km/h
Temperatura:28.0
HR max:170 ( 89%)
HR avg:126 ( 66%)
Przewyższenie:1691 m
Kalorie: 3226 kcal

Beskid Niski dzień 2: śladami niedźwiedzi w paśmie granicznym

Czwartek, 20 września 2018 · dodano: 08.01.2021 | Komentarze 0


Trop niedźwiedzia brunatnego na zboczu góry Kamień (859 m. n.p.m.), w granicach rezerwatu "Kamień nad Jaśliskami". Ślady zauważyłem na Głównym Szlaku Beskidzkim, ścieżki ludzi i tych zwierząt się więc przecinają. Spotkanie z największym polskim drapieżnikiem oko w oko mogłoby się źle skończyć, i choć przedpołudniem o tej porze roku szanse na kontakt były znikome, to dreszcz niepewności pozostawał, bo zwierzę podążało w tym samym, co ja kierunku.
Początkiem roku 2021 opracowałem kolejny z zaległych jeszcze wpisów z roku 2018:


Poranna niespodzianka

To zdecydowanie najatrakcyjniejszy dzień trzydniowej eskapady z plecakiem po beskidzkich kniejach i odludziach. Gęsta mgła to pierwsze, co zobaczyłem w oknie po przebudzeniu. Mimo iż wczoraj przejechałem spory dystans z dużym przewyższeniem, dzisiaj zapowiadało się jeszcze ciekawiej, więc po godzinie 6 już byłem na nogach. Podczas krótkiej wizyty na balkonie uderzenie zimna ostudziło jednak mój zapał, nie czekał też kubek ciepłego napoju ani śniadanie, po które musiałem sobie najpierw pojechać do sklepu. "Zanim poranne słońce wkrótce rozbije nieco mgły zalegające nad doliną i zrobi się nieco cieplej, mogę się przynajmniej spakować"-pomyślałem.  Ostatecznie dopiero w pół do 8 opuściłem nocleg w Tylawie, po drodze w miejscowych Delikatesach robiąc jeszcze zakupy. Bidony zatankowałem do pełna wodą mineralną, a śniadanie i kalorie na resztę dnia zwyczajowo wylądowały w plecaku (w Beskidzie Niskim próżno szukać hoteli, czy restauracji, a sklepy bywają zamykane w porze obiadowej). Znanymi jeszcze drogami przemieściłem się do Jaślisk, a dalej zniszczonym asfaltem po raz pierwszy dotarłem do Lipowca. W cieniu w temperaturze 9.9 °C i stroju letnim (docieplonym jedynie rękawkami i nogawkami) było mi mniej niż komfortowo, jechałem jednak ze świadomością, że z każdą minutą będzie coraz cieplej. Z drugiej strony perspektywa gorącego popołudnia i szybko opróżnianych bidonów nakazywała przychylniejszym okiem spojrzeć na poranny chłód. 

Niedźwiedzie ślady w leśnych ostępach

W Lipowcu krótka przerwa na zdjęcia okolicy i śniadanie w plenerze. Konsumując słodkie pieczywo z sokiem pomarańczowym przypatrywałem się zauważalnej już w oddali górze Kamień nad Jaśliskami (857 m. n.p.m.): najwyższemu wzniesieniu całego wschodniego Beskidu Niskiego, przez które zaplanowałem dzisiaj przejechać. Wielką niewiadomą był terenowy podjazd pod ten szczyt: ciasny układ poziomic na mapie sugerował co najmniej mocną pracę nóg. Z drogi głównej prowadzącej na Słowację skręciłem na niebieski szlak prowadzący w las w miejscu, gdzie tabliczka przydrożna ostrzegała przed możliwością spotkania niedźwiedzia. Ostatecznie na podjeździe podprowadzać rower musiałem dwukrotnie, na dość krótkich odcinkach: tuż pod granicą państwa, gdy droga gruntowa przeszła w ścieżkę oraz za skrzyżowaniem szlaku granicznego z zielonym.
To właśnie tutaj, w pobliżu szczytu Kamień, natknąłem się na wyraźne odciski wielkich łap niedźwiedzia. Spotkanie z największym polskim drapieżnikiem oko w oko mogłoby się źle skończyć, i choć przedpołudniem o tej porze roku szanse na kontakt były znikome, to dreszcz niepewności pozostawał, bo zwierzę podążało w tym samym, co ja kierunku. Sytuacji nie poprawiała gęsta roślinność, w której wił się wąską ścieżką szlak, sprzyjająca zaskoczeniu niedźwiedzia (a to ostatnie, czego można chcieć na odludziu). 

Po okresie niepewności, nieco wyżej kolejne zaskoczenie: zamiast zwierzęcia, natknąłem się na kolarza mtb, który jakby nigdy nic smażył sobie na patyku nad małym ogniskiem kiełbaskę. Chwilę spędziliśmy na pogawędce, po czym ruszyłem dalej żółtą trasą w dół zbocza, z powrotem do Lipowca. On jak mówił, jechał (na „fullu”) od Komańczy szlakiem granicznym do Barwinka (więc raczej nie zauważył tych samych, co ja śladów).

Zjazd z Kamienia Nad Jaśliskami przez pierwsze kilkaset metrów dość karkołomny, spore kamienie nie pozwalały nie tyle nabrać prędkości, co chwilami nawet jechać.
W środku lasu minąłem nieczynne kamieniołomy, zawalone licznie przewróconymi drzewami, które w lekkim półmroku gęstych koron tworzyły ponury nastrój. Jeśli w którymś miejscu trasy wyraźnie spadało morale, to chyba właśnie tutaj. Z nieukrywaną ulgą wyjechałem wreszcie z tych skałek na błotniste single. Na dole z trudem doścignąłem innego mtb-ka, który solidnie cisnął do Jaślan. Początkowo byłem przekonany, że gonię niedawno spotkanego górala ze szczytu, jednak on jadąc do Barwinka raczej nie planował zjazdu z pasma. Inny kolarz okazał się sympatykiem Cyklokarpat ze sporą wiedzą o okolicy. W centrum Jaślisk nasze drogi się rozeszły (a raczej rozjechały): ja odbiłem na prawo w kierunku Woli Niżnej, on uciekł na zachód. 

Po szybkich asfaltowych kilometrach ponownie przyszła kolej na teren, czyli leśną pętlę w rezerwacie "Źródliska Jasiołki", przez wyludniowe wsie Jasiel i Rudawka Jaśliska u podnóża Kanasiówki (831 m. n.p.m.). Po drodze minąłem grupkę młodzieży szkolnej z opiekunami, zmierzających w przeciwnym kierunku.

Opuszczając Beskid

W drugiej części dnia w Polanach Surowicznych przeżyłem podwójne rozczarowanie: „Chałupa Elektryków” przeszła generalny (ale jak się okazało konieczny) remont, dorabiając się nowej elewacji i fotowoltaiki, tracąc na dotychczasowym klimacie. Liczyłem też na dzikie ostępy przemierzane leśną ścieżką, niestety nowo powstała rozległa szutrówka odebrała temu miejscu dawną dzikość.

W Rudawce Rymanowskiej od zachodu słońca dzieliła mnie jeszcze dłuższa chwila, odbiłem więc do Sieniawy obejrzeć zaporę i miejscowy zalew, zaliczając przy okazji jeszcze jedną gminę. 

Wieczorem dotarłem na Pogórze Bukowskie- tu moja trasa dobiegła końca. Bez większych problemów odnalazłem dom gościnny, w którym miałem nocować, sprawdzając wcześniej, na etapie planowania trasy, w Internecie jego lokalizację. Drugi dzień pożegnania lata w Beskidzie Niskim dobiegł właśnie końca, u podnóża Tokarni w Woli Piotrowej.




Pozostałe dwa dni beskidzkiej eskapady pod linkami:
Dzień 1: Z Dębicy do Tylawy
Dzień 3: Doliną Sanu do Rzeszowa



Tylawa o poranku: mgliście i zimno.


Jaśliska z resztkami mgły.


Poranne perełki.


Kolory jesieni- dzika róża w Lipowcu.


Łemkowski krzyż w Lipowcu.


W rezerwacie.




Żółty szlak z Kamienia do Lipowca to ciężka trasa po większych kamieniach, ale także pozwalające odpocząć urokliwe błotne ścieżki.


Na łące w Lipowcu.


Pomnik Kurierów Beskidzkich AK w Jasielu.


W nieistniejącej wsi Jasiel.


Bagna w Rudawce Jaśliskiej.




Polany Surowiczne i "Chałupa Elektryków" w nowej odsłonie.


Takie oto szutrówki powstały w Lesie Kanfiniarka, odbierając tym terenom dzikość. Jako kilometrów terenowych tego zaliczyć nie mogę.


Porohy na Wisłoku. 


Pogórze Bukowskie, na którym nocowałem.




Dane wyjazdu:
135.02 km 17.90 km teren
07:02 h 19.20 km/h:
Maks. pr.:48.26 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 94%)
HR avg:137 ( 72%)
Przewyższenie:1771 m
Kalorie: 4180 kcal

Beskid Niski dzień 1: z Dębicy do Tylawy

Środa, 19 września 2018 · dodano: 09.11.2020 | Komentarze 0


Widok z Grzywackiej Góry w kierunku północnym, skąd przyjechałem.
Wykorzystując wspaniałe warunki pogodowe, końcem września wyskoczyłem na trzy dni w Beskid Niski. Ze względu na małą popularność wśród turystów i niskie zaludnienie, góry te zyskały miano najdzikszych w Polsce. Brak tu spektakularnych alpejskich szczytów, gwarnych ośrodków turystycznych, czy zapchanych szlaków. Jest za to dzika przyroda, cisza i pozostałości wysiedlonego osadnictwa, skupione w opuszczonych wsiach łemkowskich. Idealne miejsce na wycieczki.

W przeddzień wyjazdu zarezerwowałem więc noclegi w domach gościnnych w Tylawie i Bukowsku (w których na skraju jesieni i tak byłem jedynym przyjezdnym), a wszystko, czego potrzebowałem, zmieściłem w jednym 25 litrowym plecaku.
Porankiem przez pierwsze 50 kilometrów bez większego przewyższenia, dobrze sobie znaną trasą w dolinie Wisłoki dotarłem do Jasła. Dalszy podjazd Pogórzem Jasielskim w nowej scenerii, przy większym zaangażowaniu mięśni, z racji wzgórz przekraczających 400 m. n.p.m. Za Nowym Żmigrodem zaczęły się już góry, a wraz z nimi jeszcze większe wysokości. 
Najwyższa na trasie Grzywacka Góra (567 m. n.p.m.) zapamiętana zostanie jako wietrzny szczyt obdarowujący wspaniałymi widokami, z interesującymi terenowymi zjazdami w Dolinę Wisłoki. W najbliższej okolicy znajduje się zagrożona zalaniem Myscowa. Coraz głośniej mówi się o budowie zbiornika retencyjnego, za sprawą którego zarówno sama miejscowość, jak i liczne trasy terenowe w jej okolicy znajdą się pod wodą. Zaliczę tu dzisiaj kilka ścieżek, póki jeszcze mogę.

W Tylawie zakupy w miejscowych delikatesach. Na nocleg w agroturystyce (tylko z nazwy) dotarłem na pół godziny przed zachodem słońca. Po nocy spędzonej pod słowacką granicą czeka mnie jutro jazda śladami niedźwiedzi w paśmie granicznym. 
Zaległy wpis z 19.09.2018.



Żółty szlak do Kąt.


Rusałka pawik.


Na Grzywacką Górę.


Wieża widokowa.


Kamienisty zjazd do Kątów wymagający rowerowej amortyzacji.


Wspaniałości... Grzywacka Góra (567 m. n.p.m.) i zarysowujący się jaśniejszą linią terenowy zjazd, którym miałem przyjemność dzisiaj zjechać. 


Łemkowska chyża w Polanach jest po dziś dzień zamieszkana. Pod jednym dachem zwykle znajdują się pomieszczenia mieszkalne i gospodarcze, z całym zwierzęcym inwentarzem. Warunków panujących w tego typu domach można się tylko domyślać...


W Myscowej.


Leśna trasa do Chyrowej obfitowała w liczne brody.


Mszana.

 


Dane wyjazdu:
53.34 km 11.10 km teren
02:11 h 24.43 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:16.5
HR max:149 ( 78%)
HR avg:185 ( 97%)
Przewyższenie:603 m
Kalorie: 1506 kcal

Las Wolica- Głobikowa- ośrodek Jaworze- Chotowa

Niedziela, 16 września 2018 · dodano: 16.09.2018 | Komentarze 0

Przyszły tydzień ma być wyjątkowo ciepły, i choć ten rok obfitował w liczne wycieczki w kraju i za granicą (a co za tym idzie sporo opisów i zdjęć jeszcze do opracowania przede mną), po głowie chodzi mi jeszcze kilkudniowy wypad w Beskid Niski lub Bieszczady. Byłyby to ostatnie brakujące punkty do Kolarskiej OT.

Dzisiaj temp. min. na trasie 16.5 C, pochmurno, w terenie mokro. Przed wyjazdem poczytałem o dębickiej czasówce, która po raz pierwszy zawita na Pogórze, i chwilami udzielał mi się ten zawodniczy klimat, co przekładało się na szybsze tempo przejazdu i wzrost pulsu.

Dane wyjazdu:
38.80 km 5.70 km teren
01:25 h 27.39 km/h:
Maks. pr.:44.89 km/h
Temperatura:26.0
HR max:179 ( 94%)
HR avg:144 ( 75%)
Przewyższenie:131 m
Kalorie: 922 kcal

Stawy lipiński i machowski- Chotowa- Czarna- Straszęcin

Czwartek, 13 września 2018 · dodano: 13.09.2018 | Komentarze 0

Trening późnym popołudniem, kurier dopiero po 16 przywiózł nowy komplet opon Vittoria Mezcal 27.5. Na razie zmieniłem jedynie felerną oponę przednią Schwalbe Rapid Rob, z powodu której w przeciągu roku złapałem co najmniej 4 kapcie. Regulacja Sigmy nie była konieczna, licznik prawidłowo odmierza pokonywany dystans, a różnica między jego wkazaniami a mapami Google na tym dystansie jest minimalna. 

W Grabinach odwiedzam skarpę żołn, o której powiedział mi Rafał. Skromna kolonia, o tej porze roku już niezamieszkana, jak wyczytałem jest jednym z kilku efemerycznych stanowisk tego ptaka w południowo- wschodniej Polsce. Nie ma więc pewności, czy w przyszłym roku w ogóle będą się tu gnieździć, a szkoda, bo to piękne i rzadkie w naszym kraju ptaki. 

W stawie machowskim poziom wody minimalny. Myślałem, że to z powodu suszy, jednak wędkarze przy mnichu wyprowadzili mnie z błędu: wodę ze stawu spuszczono,a jeszcze niedawno sieciami wybierano tu ryby. Przy brzegu zauważyłem dużego chrząszcza, pływaka żółtobrzeżka lub kałużnicę. Grobla w coraz gorszym stanie: na trasie ścieżki liczne zapadliska po bobrzych żeremiach oraz poprzewracane drzewa, utrudniające przejazd.




Dane wyjazdu:
37.83 km 8.10 km teren
01:44 h 21.82 km/h:
Maks. pr.:48.66 km/h
Temperatura:17.0
HR max:177 ( 93%)
HR avg:142 ( 74%)
Przewyższenie:576 m
Kalorie: 1102 kcal

Las Wolica- Głobikowa

Sobota, 8 września 2018 · dodano: 08.09.2018 | Komentarze 0

Mając jeszcze w nogach trzy dni jazdy po Sudetach i Przedgórzu Sudeckim, wybrałem się na krótki trening do dawno już nie odwiedzanej Głobikowej. 
Przejazd pod znakiem ciemnych chmur deszczowych i chwilami silnego wiatru, pomimo chłodu trasę objechałem na krótko.

Chwila refleksji..po paru miesiącach nieobecności w Dębicy w najbliższym otoczeniu zauważalny jest dalszy ciąg niekorzystnych w moim odczuciu zmian, które można podsumować krótko: "mniej drzew i zieleni miejskiej, a więcej parkingów i samochodów". Nowych nasadzeń nie zauważam od lat. Jakiś czas temu wycięto drzewa alejki parku jordanowskiego, jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne miejsca parkingowe: przy ul. Kolejowej i Konarskiego, a teraz przyszedł  czas na zieleń nad Potokiem Kawęckim, której miejsce poza chodnikiem zajęły kolejne parkingi z kostki.  
Na całym świecie rozwijające się ośrodki miejskie inwestują duże pieniądze w zieleń miejską świadome tego, że jest to inwestycja długoterminowa, na której zyskają wszyscy mieszkańcy. W Dębicy, jakby na przekór, dzieje się dokładnie odwrotnie. 

Trasa: W lesie Wolica podjazd lasek latoszyński, zjazd wąwóz i podjazd kamienista- Stasiówka- Berdech- Głobikowa- Gumniska-Dębica.

Dane wyjazdu:
122.52 km 6.10 km teren
06:04 h 20.20 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:915 m
Kalorie: 3116 kcal

Sudety wrześniowe 3/3: Kotlina Kłodzka i Brzeg

Piątek, 7 września 2018 · dodano: 11.09.2018 | Komentarze 0

Trzeci dzień to czas powrotu, chciałem więc jak najwcześniej wyjechać, aby spokojnie pokonać zaplanowaną trasę i przed godziną 17 zameldować się na dworcu w Brzegu na pociąg powrotny do Dębicy. Pomimo niskiej temperatury (9.7 C) już po godzinie 7 byłem w trasie, właśnie dzisiaj przydała się spakowana na samym dnie plecaka kurtka. 

We wczesnych godzinach porannych docieram do Polanicy- Zdroju. Ruch w mieście minimalny, odwiedzam centrum miejscowości z parkiem zdrojowym i po krótkim pobycie obieram kurs na Kłodzko.

Odcinek z Kłodzka do Złotego Stoku to Droga Krajowa nr 46. Jedzie mi się ciężko nie tylko ze względu na brak pobocza. 

Złoty Stok

Po opuszczeniu Sudetów kontynuowałem przejazd drogą krajową i przeciąłem Obniżenie Otmuchowskie- rozległą dolinę ciągnącą się równoleżnikowo wzdłuż Nysy Kłodzkiej. Tu w Paczkowie odbijam na północ na Wzgórza Niemczańsko- Strzelińskie, przemieszczając się lokalnymi drogami asfaltowymi i gruntowymi, przejeżdżając przez wsie i pola uprawne. Dalsza część trasy aż po Brzeg to Równina Wrocławska, co oznaczało spadek przewyższenia i wzrost prędkości jazdy.
W Grodkowie przerwa na 

Z jednej strony mógł to być najgorszy wycieczkowo dzień w historii, krok dzielił mnie od zniszczonego aparatu i zgubionej nawigacji.. Z drugiej jednak wszystko potoczyło się na tyle szczęśliwie, że patrząc na to wszystko przez pryzmat skutków- nic specjalnego się nie stało. Wszak i aparat działa (pomijając kilka zadrapań obudowy) i nawigacja się znalazła.
Najpierw rankiem w Piekielnej Dolinie koło Polanicy postanowiłem przekroczyć potok po śliskich jak się okazało głazach w spd i bardzo szybko straciłem kontakt z podłożem, lądując z podparciem prawą ręką w płytkim potoku. Niestety trzymałem w niej włączony aparat. Troszkę mnie zaskoczyło, że sprzęt przeżył ten upadek bez większego uszczerbku, poza kilkoma otarciami lakieru nic mu się specjalnie nie stało. Konieczne było wyczyszczenie obiektywu z wody szmatką, na obudowie znalazło się troszkę błotka, ale aparat nadal robił zdjęcia.

W Zurzycach z kolei przeżyłem chwile grozy, kiedy to na polnej drodze zorientowałem się, że zgubiłem Garmina. Moje niedopatrzenie obróciło się przeciwko mnie, wszak nie pierwszy już raz urządzenie wysunęło się z uchwytu i ciągle  odwlekałem decyzję o montażu dodatkowego zip-a. Sporo czasu straciłem na poszukiwania, jednak bez efektu. W międzyczasie wykonałem "telefon do przyjaciela" z prośbą o nawigację w kierunku Brzegu w razie, gdybym nie znalazł gps. Wróciłem jeszcze kilkadziesiąt metrów wcześniej, i jak się okazało urządzenie zgubiłem na początku terenowej drogi, szczęśliwie żaden z kursujących po sąsiedniej asfaltówce traktorów nie skręcił w tym kierunku, inaczej zamiast nawigacji znalazłbym jej szczątki.

Niestety wypadu w Sudety po raz kolejny nie przetrwała przednia dętka, w pociągu zauważyłem znaczny spadek ciśnienia i na miękkiej oponie docieram do bloku. Najprawdopodobniej rozstanę się z fabrycznie założonymi oponami Rapid Rob (przetrwały blisko 6 tysięcy km, w większości asfaltu) i postawię na coś solidniejszego.

Na koniec trochę cyferek. To drugi, po sierpniowym, wypad rowerowy w Sudety. W ciągu 3 dni przejechałem 346 km pokonując przewyższenie ponad 3100 metrów, a zajęło mi to około 17 godzin i 49 minut. Według Sigmy spaliłem wtedy 9430 kcal. Wycieczki rozpocząłem pod Wrocławiem na wysokości 135 m. n.p.m., a zakończyłem w Brzegu, na 148 m.n.p.m. Maksymalna wysokość na jakiej się znalazłem to szczyt Wielka Sowa (1015 m. n.p.m.)- najwyższa jak do tej pory góra zdobyta w całości rowerem. Przejechałem przez 4 makroregiony: Nizinę Śląską, Przedgórze Sudeckie, Sudety Środkowe i skrajem Sudetów Wschodnich. Przejechałem też wtedy przez 2 województwa, 8 powiatów i 25 gmin. Ponadto 3 dni jazdy to 45 punktów do Kolarskiej Odznaki Turystycznej. Wypiłem kilka litrów wody mineralnej. Na przejazdy koleją w obie strony i dwa noclegi wydałem ponad 230 zł, do tego doliczyć trzeba jeszcze koszt wyżywienia. Całość zamknęła się w kwocie poniżej 350 zł. 





Dolina Bystrzycy Dusznickiej na odcinku ze Szczytnej do Polanicy- Zdrój nosi nazwę Piekielnej Doliny.


Bystrzyca Dusznicka w okolicy Polanicy-Zdrój.


Rynek w Kłodzku. Krótki postój przed dalszą jazdą.


Opuszczając Sudety..okolice Złotego Stoku.


Spotkanie na drodze..


Turbiny w Lipnikach.


Przedgórze Sudeckie w okolicach Goworowic.  


Zurzyce- w takich okolicznościach w chwilę potem zgubiłem nawigację. 



Bikemap trzeci dzień ze Szczytnej do Brzegu.