Info

avatar Jestem MateM z miasta Dębica/ Darmstadt (Hesja). Od 2008 roku na rowerze przejechałem: 100581.78 w tym 14311.80 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.05 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Mapa przejechanych dróg- aktualizacja 2022








button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 120 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 143 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 206.7 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 124.6 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 173 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 154 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 135 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 141 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 99 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 164 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 201 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 166 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 148 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 104 km

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MateM.bikestats.pl

Archiwum bloga

skype downloadLicznik wizyt na stronę
Flag Counter
Wpisy archiwalne w kategorii

Wielodniowe

Dystans całkowity:1062.69 km (w terenie 161.40 km; 15.19%)
Czas w ruchu:53:15
Średnia prędkość:18.53 km/h
Maksymalna prędkość:58.59 km/h
Suma podjazdów:13442 m
Maks. tętno maksymalne:179 (94 %)
Maks. tętno średnie:137 (72 %)
Suma kalorii:27785 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:118.08 km i 6h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
88.57 km 34.10 km teren
06:05 h 14.56 km/h:
Maks. pr.:52.44 km/h
Temperatura:
HR max:166 ( 88%)
HR avg:123 ( 65%)
Przewyższenie:1419 m
Kalorie: 2871 kcal

Puszcza Karpacka dzień 1: Pogórzem Przemyskim po Turnickim PN

Środa, 23 września 2020 · dodano: 27.09.2020 | Komentarze 0


Podjazd łąką pod Kopystankę (541 m. n.p.m.) w rezerwacie o tej samej nazwie.


Pierwsze dni jesieni spędziłem na Pogórzu Przemyskim w Puszczy Karpackiej, na obszarze społecznie projektowanego Turnickiego Parku Narodowego. Tereny te ze względu na walory przyrodnicze proponowano objąć prawną ochroną jeszcze przed II wojną światową, do chwili obecnej jednak nic z tego nie wyszło (głównie za sprawą konfliktu interesów lokalnych mieszkańców i Lasów Państwowych oraz ekologów). Współcześnie obok Beskidu Niskiego są to najdziksze góry Polski, w których przy odrobinie szczęścia można natknąć się na rysia, niedźwiedzia, czy orła przedniego. 

W ostatnich latach wiele się mówi o wycince (czy cytując niektóre środowiska, wręcz o rzezi) tego wyjątkowego kompleksu leśnego. Chciałem naocznie przekonać się, ile jest prawdy w tych relacjach, a przy okazji poznać nowe, atrakcyjne tereny wycieczkowe. Tak więc na skraju jesieni wybrałem się w samotną eskapadę po najdzikszym Pogórzu w Polsce. Po raz pierwszy z bagażnikiem (Kellys Convoy), na którym przewiozłem plecak z zaopatrzeniem.

Początek zaplanowanej trasy miał miejsce w Przemyślu, do którego z Dębicy dotarłem porannym szynobusem. Ostatni raz rowerem w "mieście siedmiu wzgórz" byłem 7 lat temu, podczas zawodów Cyklokarpat. Pobieżne (z racji krótszego niż w lecie dnia) zwiedzanie miasta poprzedziła wizyta w rezerwacie "Szachownica w Krównikach", chroniącego szachownicę kostkowaną, w którym o tej porze roku kwitnie inna interesująca roślina: zimowit jesienny. W samym tylko Przemyślu ilość zabytków jest ogromna, niespotykana w żadnym innym mieście południowo-wschodniej Polski. Miasto położone jest z kolei na historycznej Ziemi Przemyskiej, która ma jeszcze więcej do zaoferowania. Tematów na licznie wycieczki krajoznawcze tu nie brak.

Czerwony szlak pieszy z Kopysna do Posady Rybotyckiej okazał się dla mnie nieprzejezdny. Za rezerwatem wkraczające na drogę jeżyny w miarę przemieszczania się coraz poważniej utrudniały jazdę, a nie chciałem ryzykować dłuższej jazdy po ich kolczastych łodygach. Poszukiwania objazdów nie przyniosły rezultatów, sam szlak też niezgodnie z mapą odbijał chaotycznie w las, co ostatecznie skłoniło mnie do porzucenia tego kierunku i powrotu po własnych śladach do Rybotycz.

Wieczorem na Połoninkach Arłamowskich liczyłem na spotkanie z niedźwiedziem. Opuszczając dolinę natknąłem się za to na zmotoryzowany patrol straży granicznej, półtora kilometra od granicy Polski i UE z Ukrainą. Mundurowi zrobili typowy dla siebie wywiad, wypytując mnie, skąd przyjechałem, na jak długo, czy gdzie będę nocować. Musiałem też podać swoje personalia. Odjechali, ale potem zauważyłem ich jeszcze na szczycie wzgórza, jak czekali. Chyba chcieli mieć pewność, że faktycznie jadę w zadeklarowanym kierunku, bo ruszyli, gdy tylko mnie zauważyli.

Przełęcz Pod Suchym Obyczem (572 m. n.p.m.) to najwyższy punkt dzisiejszej wycieczki.


Temperatura minimalna 14.5 °C rankiem w Przemyślu. Przewyższenie: Garmin 1419 m., Sigma 1446 m. 


W szynobusie za miliony złotych nikt nie wpadł na to, aby zastosować dłuższe, plastikowe opaski. Te widoczne na zdjęciu były zbyt krótkie, aby zabezpieczyć tylne koło.


Dworzec kolejowy w Przemyślu- jednym z najstarszych i najpiękniejszych polskich miast.


Rankiem na łąkach rosa.


Rusałka admirał wygrzewa się o poranku w promieniach słońca.


Zimowit jesienny w rezerwacie "Szachownica w Krównikach".


Przemyski rynek.


Jedna z baszt Zamku Kazimierzowskiego.


Stok narciarski w Przemyślu.


W Puszczy Karpackiej. Rower obciążony plecakiem zamocowanym na bagażniku spowalniał szczególnie na podjazdach.


Piesze szlaki górskie nigdy nie zawodzą :) Na zdjęciu trasa na Szybenicę (496 m n.p.m.).


Pod Przemyślem tną i wywożą. Taki oto szlak zrywkowy powstał na szczytach wzgórz w Paśmie Kopystańki i na długości kilkuset metrów wyparł niebieski szlak pieszy. 


Panorama Pogórza Przemyskiego ze stoków Szybenicy.


Okazały, kilkusetletni buk w Kopyśnie, to jeden z wielu okazów starodrzewu spotkanych na trasie.




Rezerwat krajobrazowy Kopystanka.


Połoninki Arłamowskie.


Na zjeździe w Braniowie.


Chałupa w Wojtkowej pamięta jeszcze czasy osadnictwa ukraińskiego. 




Dane wyjazdu:
131.63 km 9.20 km teren
06:41 h 19.70 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 90%)
HR avg:130 ( 69%)
Przewyższenie:1431 m
Kalorie: 3759 kcal

Beskid Niski dzień 1: do Wysowej-Zdroju

Wtorek, 15 września 2020 · dodano: 17.09.2020 | Komentarze 0


Jezioro Klimkowskie, w tle Pieniny Gorlickie.


Pomimo stosunkowo niedużej odległości od Dębicy, dwa lata upłynęły, zanim ponownie zawitałem rowerem w Beskidzie Niskim. Ostatnim razem miało to miejsce w połowie września, kiedy to przez trzy dni z plecakiem przejechałem po Karpatach około 354 kilometrów z 4140 m. przewyższenia.
 Wschodnią, wyludnioną część pasma Beskidu mam już całkiem nieźle zjeżdżoną, więc tym razem wybrałem nowy dla mnie kierunek: położoną w zachodniej jego części Wysową. W porównaniu z wcześniejszą eskapadą, tegoroczna była zaledwie namiastką tego, co oferują najdziksze góry Polski: asfaltowa trasa z domieszką lżejszego terenu obliczona na kontemplowanie górskich krajobrazów. Na plecach wylądował ponad 5-kilogramowy plecak z zaopatrzeniem.

Nocleg pod przełęczą w ostatnim zamieszkałym domu w Blechnarce, nieco ponad kilometr od słowackiej granicy (której ze względu na obostrzenia pandemiczne przekroczyć nie mogłem). Z Przełęczy Wysowskiej (610 m. n.p.m.) z racji zalesienia widoki żadne, choć mapa z 2011 roku sugerowała coś innego (przekonałem się tym samym, że na mapach zmieniają się nie tylko drogi). 

Zakres temperatur: od 16.3 °C do 31 °C. Przewyższenie: Garmin 1431 m., Sigma 1494 m. 


Dzień będzie gorący, rankiem jednak w oparach mgły i przyjemnym chłodzie dotarłem aż pod Pasmo Brzanki. Inwersja ścisnęła opary tak nisko, że widoczne były szczyty wzgórz ponad nimi.


Biegacz skórzasty (Carabus coriaceus): drugi co do wielkości europejski biegacz, spotkany rankiem w Grabinach.


Oryginalna austriacka tablica informacyjna w języku niemieckim i polskim w Siepietnicy, ułatwiająca lokalizację cmentarza nr 29- jednego z 400 wybudowanych w Zachodniej Galicji, tworzących unikalny i niespotykany w żadnym innym miejscu na świecie zespół wojennych nekropolii. 


Mury miejskie w Bieczu, za sprawą których miasto zyskało przydomek "polskiego Carcassonne".


Dwór obronny Gładyszów z XVI wieku w Szymbarku. W miejscowości tej na uwagę zasługują m.in. cerkiew i Skansen Wsi Pogórzańskiej (który po wczorajszych odwiedzinach sanockiego skansenu odpuściłem).


Okolice Klimkówki.


Nad Klimkówkę dotarłem terenową ścieżką edukacyjną. 


Beskid Niski w Uściu Gorlickim (Ruskim).


Pijalnia Wód Mineralnych w Wysowej-Zdroju. Po zapoznaniu się z tablicą informacyjną stwierdziłem, że żadna z wód nie będzie odpowiednia dla osoby zdrowej, bidon jednak musiałem napełnić, więc ostatecznie wybrałem "magnezowego" Henryka. Kosztowało mnie to cały jeden złoty.


Ośrodek Uzdrowiskowy Biawena w Wysowej, zlokalizowany na zboczu bezimiennej góry o wysokości 668 m. n.p.m.


Łemkowski krzyż w Blechnarce z 1901 roku.


Blechnarka wieczorową porą.




Dane wyjazdu:
110.20 km 1.20 km teren
04:56 h 22.34 km/h:
Maks. pr.:58.59 km/h
Temperatura:27.0
HR max:170 ( 89%)
HR avg:124 ( 65%)
Przewyższenie:681 m
Kalorie: 2237 kcal

Pożegnanie lata w Beskidzie Niskim 3/3: Doliną Sanu do Rzeszowa

Piątek, 21 września 2018 · dodano: 24.09.2018 | Komentarze 0

Po dwóch górskich dniach z licznymi podjazdami i sporym przewyższeniem, ostatniego trzeciego dnia beskidzkiej eskapady mogę wreszcie nieco odpocząć. Profil trasy jest płaski i tylko za Dynowem czeka na mnie jeden dłuższy podjazd.

Pierwsze poranne 10 kilometrów to szybki zjazd z Pogórza Bukowskiego bez przewyższenia. Tutaj ma miejsce pierwsze z dwóch dzisiejszego dnia tankowanie bidonów.  Za Sanokiem przejazd trasą rowerową Doliną Sanu (w tym szlakiem Green Velo), odwiedzam tu trzy cerkwie: w Hłomczy, Dobrej Szlacheckiej i Uluczu.
Pierwszy raz przyszło mi poruszać się tym szlakiem, i być może trafiłem na najgorszy jego odcinek, niestety ciężko powstrzymać się od krytyki (jak najbardziej uzasadnionej).
Faktem jest, że na odcinku z Siedlisk aż pod Dynów (niby raptem 5-6 km) uroki jazdy psują licznie kursujące wywrotki ze żwirem,a nad rzeką w najlepsze funkcjonują żwirownie. Od Ulucza do Dynowa można naliczyć aż 4 wyrobiska, a lokalizacja szlaku rowerowego na tym odcinku (jakieś 18 km) to w moim odczuciu niesmaczny żart złośliwego urzędnika. Przerzucenie ruchu rowerowego na szerokie asfaltowe drogi dla rowerów niewiele zmienia: i tak przemieszczam się w towarzystwie ciężkiego sprzętu. MOR w Siedliskach ciężko komentować.. komuś kompletnie zabrakło wyobraźni, skoro zlokalizował punkt tuż przy drodze asfaltowej. Wystarczy rzut oka na mapę, aby w najbliższej okolicy znaleźć kilka dużo atrakcyjniejszych i oddalonych od jezdni lokalizacji w cieniu drzew, kwestia dogadania się z właścicielami tych działek. Rozwiązanie po kosztach, ale na niekorzyść dla samych zainteresowanych- nie o to przecież chodzi. 

Od Dynowa przemieszczałem się po wyżynnym Pogórzu Dynowskim. Końcowe kilkanaście kilometrów trasy to szybka jazda do Rzeszowa, gdzie docieram po godzinie 14. Chwilę trzeba było odstać w kolejce do kasy, ale bez problemu załapałem się na odjeżdżający już za chwilę pociąg.




San o poranku.


Kolorowy San.


Punkt widokowy nad Sanem.


Cerkiew w Dobrej Szlacheckiej.


XVII-wieczna wieża-dzwonnica bramna jest obiektem unikatowym w skali kraju.


Okna cerkwi. 


Dobra Szlachecka- miejsce, gdzie czas się zatrzymał.


Cerkiew w Uluczu, położona na szczycie wzgórza Dębnik 344 m. n.p.m. 


Stawy nad Sanem.


Ruiny zamku w Dąbrówce Starzeńskiej. 




Dane wyjazdu:
109.28 km 23.00 km teren
06:30 h 16.81 km/h:
Maks. pr.:54.62 km/h
Temperatura:28.0
HR max:170 ( 89%)
HR avg:126 ( 66%)
Przewyższenie:1691 m
Kalorie: 3226 kcal

Beskid Niski dzień 2: śladami niedźwiedzi w paśmie granicznym

Czwartek, 20 września 2018 · dodano: 08.01.2021 | Komentarze 0


Trop niedźwiedzia brunatnego na zboczu góry Kamień (859 m. n.p.m.), w granicach rezerwatu "Kamień nad Jaśliskami". Ślady zauważyłem na Głównym Szlaku Beskidzkim, ścieżki ludzi i tych zwierząt się więc przecinają. Spotkanie z największym polskim drapieżnikiem oko w oko mogłoby się źle skończyć, i choć przedpołudniem o tej porze roku szanse na kontakt były znikome, to dreszcz niepewności pozostawał, bo zwierzę podążało w tym samym, co ja kierunku.
Początkiem roku 2021 opracowałem kolejny z zaległych jeszcze wpisów z roku 2018:


Poranna niespodzianka

To zdecydowanie najatrakcyjniejszy dzień trzydniowej eskapady z plecakiem po beskidzkich kniejach i odludziach. Gęsta mgła to pierwsze, co zobaczyłem w oknie po przebudzeniu. Mimo iż wczoraj przejechałem spory dystans z dużym przewyższeniem, dzisiaj zapowiadało się jeszcze ciekawiej, więc po godzinie 6 już byłem na nogach. Podczas krótkiej wizyty na balkonie uderzenie zimna ostudziło jednak mój zapał, nie czekał też kubek ciepłego napoju ani śniadanie, po które musiałem sobie najpierw pojechać do sklepu. "Zanim poranne słońce wkrótce rozbije nieco mgły zalegające nad doliną i zrobi się nieco cieplej, mogę się przynajmniej spakować"-pomyślałem.  Ostatecznie dopiero w pół do 8 opuściłem nocleg w Tylawie, po drodze w miejscowych Delikatesach robiąc jeszcze zakupy. Bidony zatankowałem do pełna wodą mineralną, a śniadanie i kalorie na resztę dnia zwyczajowo wylądowały w plecaku (w Beskidzie Niskim próżno szukać hoteli, czy restauracji, a sklepy bywają zamykane w porze obiadowej). Znanymi jeszcze drogami przemieściłem się do Jaślisk, a dalej zniszczonym asfaltem po raz pierwszy dotarłem do Lipowca. W cieniu w temperaturze 9.9 °C i stroju letnim (docieplonym jedynie rękawkami i nogawkami) było mi mniej niż komfortowo, jechałem jednak ze świadomością, że z każdą minutą będzie coraz cieplej. Z drugiej strony perspektywa gorącego popołudnia i szybko opróżnianych bidonów nakazywała przychylniejszym okiem spojrzeć na poranny chłód. 

Niedźwiedzie ślady w leśnych ostępach

W Lipowcu krótka przerwa na zdjęcia okolicy i śniadanie w plenerze. Konsumując słodkie pieczywo z sokiem pomarańczowym przypatrywałem się zauważalnej już w oddali górze Kamień nad Jaśliskami (857 m. n.p.m.): najwyższemu wzniesieniu całego wschodniego Beskidu Niskiego, przez które zaplanowałem dzisiaj przejechać. Wielką niewiadomą był terenowy podjazd pod ten szczyt: ciasny układ poziomic na mapie sugerował co najmniej mocną pracę nóg. Z drogi głównej prowadzącej na Słowację skręciłem na niebieski szlak prowadzący w las w miejscu, gdzie tabliczka przydrożna ostrzegała przed możliwością spotkania niedźwiedzia. Ostatecznie na podjeździe podprowadzać rower musiałem dwukrotnie, na dość krótkich odcinkach: tuż pod granicą państwa, gdy droga gruntowa przeszła w ścieżkę oraz za skrzyżowaniem szlaku granicznego z zielonym.
To właśnie tutaj, w pobliżu szczytu Kamień, natknąłem się na wyraźne odciski wielkich łap niedźwiedzia. Spotkanie z największym polskim drapieżnikiem oko w oko mogłoby się źle skończyć, i choć przedpołudniem o tej porze roku szanse na kontakt były znikome, to dreszcz niepewności pozostawał, bo zwierzę podążało w tym samym, co ja kierunku. Sytuacji nie poprawiała gęsta roślinność, w której wił się wąską ścieżką szlak, sprzyjająca zaskoczeniu niedźwiedzia (a to ostatnie, czego można chcieć na odludziu). 

Po okresie niepewności, nieco wyżej kolejne zaskoczenie: zamiast zwierzęcia, natknąłem się na kolarza mtb, który jakby nigdy nic smażył sobie na patyku nad małym ogniskiem kiełbaskę. Chwilę spędziliśmy na pogawędce, po czym ruszyłem dalej żółtą trasą w dół zbocza, z powrotem do Lipowca. On jak mówił, jechał (na „fullu”) od Komańczy szlakiem granicznym do Barwinka (więc raczej nie zauważył tych samych, co ja śladów).

Zjazd z Kamienia Nad Jaśliskami przez pierwsze kilkaset metrów dość karkołomny, spore kamienie nie pozwalały nie tyle nabrać prędkości, co chwilami nawet jechać.
W środku lasu minąłem nieczynne kamieniołomy, zawalone licznie przewróconymi drzewami, które w lekkim półmroku gęstych koron tworzyły ponury nastrój. Jeśli w którymś miejscu trasy wyraźnie spadało morale, to chyba właśnie tutaj. Z nieukrywaną ulgą wyjechałem wreszcie z tych skałek na błotniste single. Na dole z trudem doścignąłem innego mtb-ka, który solidnie cisnął do Jaślan. Początkowo byłem przekonany, że gonię niedawno spotkanego górala ze szczytu, jednak on jadąc do Barwinka raczej nie planował zjazdu z pasma. Inny kolarz okazał się sympatykiem Cyklokarpat ze sporą wiedzą o okolicy. W centrum Jaślisk nasze drogi się rozeszły (a raczej rozjechały): ja odbiłem na prawo w kierunku Woli Niżnej, on uciekł na zachód. 

Po szybkich asfaltowych kilometrach ponownie przyszła kolej na teren, czyli leśną pętlę w rezerwacie "Źródliska Jasiołki", przez wyludniowe wsie Jasiel i Rudawka Jaśliska u podnóża Kanasiówki (831 m. n.p.m.). Po drodze minąłem grupkę młodzieży szkolnej z opiekunami, zmierzających w przeciwnym kierunku.

Opuszczając Beskid

W drugiej części dnia w Polanach Surowicznych przeżyłem podwójne rozczarowanie: „Chałupa Elektryków” przeszła generalny (ale jak się okazało konieczny) remont, dorabiając się nowej elewacji i fotowoltaiki, tracąc na dotychczasowym klimacie. Liczyłem też na dzikie ostępy przemierzane leśną ścieżką, niestety nowo powstała rozległa szutrówka odebrała temu miejscu dawną dzikość.

W Rudawce Rymanowskiej od zachodu słońca dzieliła mnie jeszcze dłuższa chwila, odbiłem więc do Sieniawy obejrzeć zaporę i miejscowy zalew, zaliczając przy okazji jeszcze jedną gminę. 

Wieczorem dotarłem na Pogórze Bukowskie- tu moja trasa dobiegła końca. Bez większych problemów odnalazłem dom gościnny, w którym miałem nocować, sprawdzając wcześniej, na etapie planowania trasy, w Internecie jego lokalizację. Drugi dzień pożegnania lata w Beskidzie Niskim dobiegł właśnie końca, u podnóża Tokarni w Woli Piotrowej.




Pozostałe dwa dni beskidzkiej eskapady pod linkami:
Dzień 1: Z Dębicy do Tylawy
Dzień 3: Doliną Sanu do Rzeszowa



Tylawa o poranku: mgliście i zimno.


Jaśliska z resztkami mgły.


Poranne perełki.


Kolory jesieni- dzika róża w Lipowcu.


Łemkowski krzyż w Lipowcu.


W rezerwacie.




Żółty szlak z Kamienia do Lipowca to ciężka trasa po większych kamieniach, ale także pozwalające odpocząć urokliwe błotne ścieżki.


Na łące w Lipowcu.


Pomnik Kurierów Beskidzkich AK w Jasielu.


W nieistniejącej wsi Jasiel.


Bagna w Rudawce Jaśliskiej.




Polany Surowiczne i "Chałupa Elektryków" w nowej odsłonie.


Takie oto szutrówki powstały w Lesie Kanfiniarka, odbierając tym terenom dzikość. Jako kilometrów terenowych tego zaliczyć nie mogę.


Porohy na Wisłoku. 


Pogórze Bukowskie, na którym nocowałem.




Dane wyjazdu:
135.02 km 17.90 km teren
07:02 h 19.20 km/h:
Maks. pr.:48.26 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 94%)
HR avg:137 ( 72%)
Przewyższenie:1771 m
Kalorie: 4180 kcal

Beskid Niski dzień 1: z Dębicy do Tylawy

Środa, 19 września 2018 · dodano: 09.11.2020 | Komentarze 0


Widok z Grzywackiej Góry w kierunku północnym, skąd przyjechałem.
Wykorzystując wspaniałe warunki pogodowe, końcem września wyskoczyłem na trzy dni w Beskid Niski. Ze względu na małą popularność wśród turystów i niskie zaludnienie, góry te zyskały miano najdzikszych w Polsce. Brak tu spektakularnych alpejskich szczytów, gwarnych ośrodków turystycznych, czy zapchanych szlaków. Jest za to dzika przyroda, cisza i pozostałości wysiedlonego osadnictwa, skupione w opuszczonych wsiach łemkowskich. Idealne miejsce na wycieczki.

W przeddzień wyjazdu zarezerwowałem więc noclegi w domach gościnnych w Tylawie i Bukowsku (w których na skraju jesieni i tak byłem jedynym przyjezdnym), a wszystko, czego potrzebowałem, zmieściłem w jednym 25 litrowym plecaku.
Porankiem przez pierwsze 50 kilometrów bez większego przewyższenia, dobrze sobie znaną trasą w dolinie Wisłoki dotarłem do Jasła. Dalszy podjazd Pogórzem Jasielskim w nowej scenerii, przy większym zaangażowaniu mięśni, z racji wzgórz przekraczających 400 m. n.p.m. Za Nowym Żmigrodem zaczęły się już góry, a wraz z nimi jeszcze większe wysokości. 
Najwyższa na trasie Grzywacka Góra (567 m. n.p.m.) zapamiętana zostanie jako wietrzny szczyt obdarowujący wspaniałymi widokami, z interesującymi terenowymi zjazdami w Dolinę Wisłoki. W najbliższej okolicy znajduje się zagrożona zalaniem Myscowa. Coraz głośniej mówi się o budowie zbiornika retencyjnego, za sprawą którego zarówno sama miejscowość, jak i liczne trasy terenowe w jej okolicy znajdą się pod wodą. Zaliczę tu dzisiaj kilka ścieżek, póki jeszcze mogę.

W Tylawie zakupy w miejscowych delikatesach. Na nocleg w agroturystyce (tylko z nazwy) dotarłem na pół godziny przed zachodem słońca. Po nocy spędzonej pod słowacką granicą czeka mnie jutro jazda śladami niedźwiedzi w paśmie granicznym. 
Zaległy wpis z 19.09.2018.



Żółty szlak do Kąt.


Rusałka pawik.


Na Grzywacką Górę.


Wieża widokowa.


Kamienisty zjazd do Kątów wymagający rowerowej amortyzacji.


Wspaniałości... Grzywacka Góra (567 m. n.p.m.) i zarysowujący się jaśniejszą linią terenowy zjazd, którym miałem przyjemność dzisiaj zjechać. 


Łemkowska chyża w Polanach jest po dziś dzień zamieszkana. Pod jednym dachem zwykle znajdują się pomieszczenia mieszkalne i gospodarcze, z całym zwierzęcym inwentarzem. Warunków panujących w tego typu domach można się tylko domyślać...


W Myscowej.


Leśna trasa do Chyrowej obfitowała w liczne brody.


Mszana.

 


Dane wyjazdu:
109.30 km 10.70 km teren
06:03 h 18.07 km/h:
Maks. pr.:49.85 km/h
Temperatura:27.0
HR max:177 ( 93%)
HR avg:133 ( 70%)
Przewyższenie:1715 m
Kalorie: 3320 kcal

Sudety wrześniowe 2/3: Wielka Sowa (1015 m.n.p.m.) i Góry Stołowe

Czwartek, 6 września 2018 · dodano: 22.09.2018 | Komentarze 0

Wstałem wcześnie rano, dzisiejszy dzień zapowiada się zdecydowanie najciekawiej. W planach mam odwiedzić zaporowe Jezioro Lubachowskie, zdobycie najwyższego wzniesienia Gór Sowich oraz przejazd przez Góry Stołowe. Jest późne lato, za dnia jeszcze ciepło, ale trzeba liczyć się z tym, że poranki będą naprawdę chłodne. Śniadanie, pakowanie i po siódmej opuszczam schronisko, żegnając się z sympatyczną recepcjonistką. Szybko opuszczam Świdnicę i drogą wojewódzką podjeżdżam do Modliszowa. Nieco po lewej na horyzoncie dobrze widoczny najwyższy szczyt Gór Sowich, na który przyjdzie mi dzisiaj wjechać.



Szczyt Wielka Sowa (1015 m. n.p.m.)- najwyższy punkt na całej sudeckiej trasie.

We wsi na krzyżowce skręcam w prawo, tędy biegnie zielony "Szlak Zamków Piastowkich" łączący zamek Grodziec ze zlokalizowanym nad Jeziorem Lubachowskim zamkiem Grodno. Opuszczam ostatnie zabudowania i doświadczam przejmującego zimna na zjeździe przez Złoty Las. Rozgrzane płuca przy temperaturze poniżej 14º C wyrzucają kłęby pary z ust, nie zakładam jednak niczego ze spakowanej odzieży i na krótko postanawiam przetrzymać ten zjazd.


Rzeka Bystrzyca w Lubachowie.

W Lubachowie asfaltową serpentyną podjeżdżam pod zaporę. Na górze trochę rozbitego szkła- chwila nieuwagi i problem gotowy. Z łatek aktualnie nie korzystam, jeżdżę z jedną dętką zapasową. 


Zapora na Jeziorze Lubachowskim.


Wybudowana na początku XX wieku zapora na rzece Bystrzycy dała początek jezioru zaporowemu.


Piastowski zamek Grodno, widok od strony zbiornika. Zdjęcie wykonane na maksymalnym, 25-krotnym, zoomie optycznym.

Zbiornik nie tak okazały jak odwiedzone wczoraj Jezioro Mietkowskie, ale kameralnie położony między górami.
Okrążając go zatrzymuję się jeszcze dla paru zdjęć tamy od południa. Nad brzegiem zauważam wędkarza, zagaduję więc o ryby, jakie tu można złowić, po czym wracam na trasę. Nad zalewem w oddali góruje zamek Grodno.



Pierwsze terenowe kilometry zaliczam dopiero od Przełęczy Walimskiej (755 m. n.p.m.), gdzie pod osłoną lasu podjeżdżam jedynym w Polsce fioletowym szlakiem turystycznym "Srebrną Drogą". Południowe zbocza Małej Sowy są odsłonięte, nietrudny technicznie podjazd umożliwiał podziwianie okolicznych panoram. Z każdym kolejnym metrem przewyższenia ukazywały się coraz to ciekawsze  widoki, zachęcające do dalszego wysiłku. 


Na zboczach Małej Sowy (972 m. n.p.m.)


Sokół (862 m. n.p.m.)

Na przestrzeni ostatnich 15 kilometrów nieprzerwany podjazd, nie licząc fragmentu Srebrnej Drogi, gdzie teren na krótko
nieco opadł. O godzinie 11:41 docieram na szczyt Wielkiej Sowy. Jest wrześniowy czwartek, na górze nie ma tłumów, słonecznie i częściowo pochmurno. Muszę przyznać, że nadspodziewanie łatwo przyszło mi go zdobyć. Mając jeszcze w pamięci trudy zdobycia Ślęży spodziewałem się trudniejszej przeprawy po skalistym podłożu, tymczasem podjazd fioletowym szlakiem z Przełęczy Walimskiej okazał się wygodną i szeroką szutrówką wijącą się wokół góry. Jedynie w szczytowych partiach Małej Sowy wspinając się po zboczu nachylenie znacznie wzrosło i trzeba było przycisnąć. Zresztą lwią część przewyższenia od Lubachowa (360 m. n.p.m.) po Przełęcz Walimską (755 m. n.p.m.) zrobiłem drogą asfaltową (około 10 km). Oczywiście rower sam na taką wysokość się nie wniesie, wjechać i tak trzeba :)
Szczytowe partie wzgórza są zagospodarowane turystycznie, podziwianie widoków możliwe jedynie z objętej "opieką" przez gminę wieży widokowej, na którą wstęp kosztuje 6 zł. Przed wejściem na taras widokowy drugie śniadanie. Garmin wskazał wysokość 1014 m, praktycznie idealnie, czego niestety nie można powiedzieć o sigmie, która zaniżała wynik do 1007 m. n.p.m.

Po 12.30 rozpoczynam zjazd po kamieniach, na szlaku mijam m.in. parę niemieckich emerytów, którzy na moje "dzień dobry" odpowiadają "hallo". 



Zjazd czerwonym szlakiem z Wielkiej Sowy- widok w kierunku szczytu.


Widok w dół.

Nowa Ruda nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Miasto rozkopane, główny ciąg komunikacyjny w remoncie. 


W Wambierzycach krótka wizyta w Sanktuarium. Dokładnie okolice te zwiedziłem w 2011 roku podczas wycieczki objazdowej w Sudety i do Czech. Dalej niebieskim szlakiem do Radkowa.


Bazylika w Wambierzycach- widok od zachodu.



Późnym popołudniem podjeżdżam asfaltową Drogą Stu Zakrętów biegnącą pośród Gór Stołowych do Kudowej- Zdrój. Na trasie mijam formacje skalne o ciekawie brzmiących nazwach: "Ochota Magdaleny", "Głowa Króla", czy "Leśna Igła". Do granicy z Czechami około 1 km.



Wnoszące się ponad korony drzew bloki skalne towarzyszą mi na trasie. 


Dla mnie to już ostatni dłuższy podjazd na trasie Stu Zakrętów, przed Karłowem. Potem czeka mnie przyjemny zjazd do Dusznik- Zdrój. 

Po przeszło 7 kilometrach leśnego podjazdu pośród Gór Stołowych wyjeżdżam na otwartą przestrzeń. Po prawej wyrasta  mierzący 919 metrów nad poziomem morza Szczeliniec Wielki. Odarte przed wiekami z mniej odpornych skał wzniesienie przypomina wielki blok skalny, góruje nad okolicą i robi kapitalne wrażenie. Nieco z boku po lewej w tle Szczeliniec Mały (895 m. n.p.m.).





Trasa Ściany, międzynarodowy szlak rowerowy biegnący przez Góry Stołowe.

W Karłowie wracają wspomnienia.. 7 lat temu w tym miejscu całą grupą podchodziliśmy pod Szczeliniec Wielki. Góra, choć niewysoka (wybitność ponad 250 m), zrobiła wtedy na mnie duże wrażenie. Po raz pierwszy przemieszczałem się różnego rodzaju kładkami, schodkami i ścieżkami w labiryncie ogromnych bloków skalnych, a na szczycie na tarasie widokowym, czekały rozległe widoki Sudetów i.. przepastny widok w dół pionowej ściany.
Dziś jednak tylko przejeżdżam obok tego szczytu, po drodze robiąc pamiątkowe zdjęcia. 



Z Karłowa czeka mnie jeszcze ostatni już tego dnia dłuższy zjazd z Gór Stołowych.


Panorama Gór Bystrzyckich towarzyszyła mi podczas zjazdu w Obniżenie Dusznickie.


Góry Bystrzyckie.

Wieczorem odwiedzam jeszcze Duszniki- Zdrój. Kręcąc się po centrum miasta trafiam do parku zdrojowego, mijam Muzeum Papiernictwa i bez zwłoki obieram kurs na Szczytną. To ostatnie kilometry trasy. 


Odrestaurowany dusznicki rynek. Po lewej najstarsza z kamienic (dawny zajazd "Pod Czarnym Niedźwiedziem"), w której gościł abdykujący król Polski Jan II Kazimierz.


Muzeum Papiernictwa w Dusznikach- Zdroju, mieszczące się w starym XVII-wiecznym młynie papierniczym. 

Na nocleg zatrzymuję się w domu wczasowym u podnóża Gór Stołowych, pokój zarezerwowałem kilka dni wcześniej. Wybrałem większy obiekt oddalony od centrum miejscowości, dzięki czemu nie było problemu z zakwaterowaniem (jak zauważyłem, w sezonie małe agroturystyki zwykle odmawiają pojedynczym turystom jednodniowym noclegu, tłumacząc się brakiem miejsc). Standard względem schroniska nieporównywalnie wyższy, ale i cena adekwatna do jakości. Nie ma żadnego problemu z przechowaniem roweru w pokoju. 

Dane wyjazdu:
154.42 km 24.70 km teren
08:04 h 19.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg:126 ( 63%)
Przewyższenie:1667 m
Kalorie: 3921 kcal

Magurska Odznaka Terenowa dzień 2, pierwszy orlik krzykliwy

Piątek, 1 września 2017 · dodano: 03.03.2018 | Komentarze 2




Czas wycieczki: 8 g 4 m 31 s

Zwiedzone obiekty:

5. Nieznajowa
6. "Świerżowa Ruska"
7. Wątkowa 846 m. n.p.m.
8. Diabli Kamień
9. Wodospad Magurski


Wyjazd z kwatery po godzinie 8.

Rankiem na całą dolinę, gdzie niegdyś zlokalizowana była wieś Nieznajowa, darł się żebrzący o pokarm młody Orlik krzykliwy. Jest to mój pierwszy zaobserwowany osobnik tego niepospolitego gatunku ptaka drapieżnego. 

Po zdobyciu 9 pieczątek po odznakę udać się trzeba było do Ośrodka MPN w Krempnej. Z pstrąga w Foluszu ze względu na czas musiałem zrezygnować: skoro powrót wypada już dzisiaj, każda godzina ma znaczenie.

Najkrótszą, ale też cięższą trasą był ponowny podjazd na Magurę pod Polanę Świerzowską. Dam radę, myślę, i ruszam pod górę. Na trasie krótki postój w pobliżu leśnej kapliczki, gdzie w potoku można było się schłodzić. 

Tuż przed Polaną Świerzowską łapię zasięg w telefonie i dostaję wiadomość, że jutro padać jednak nie będzie, dla mnie jest już jednak za późno, aby zmienić plany. 

Miał być pstrąg w Foluszu, był w Świątkowej Wielkiej. 

Słońce przygrzewa, a ja wbrew logice ubrany dzisiaj na czarno, oczywiście bez kasku. Jakoś w gorące dni dobrze mi się kręci dalsze dystanse. 

 Otrzymanie odznaki wiązało się z opłatą 10 złotych, a jak wygadał się w rozmowie pracownik parku, koszt jej wytworzenia to około 8 zł, więc specjalnie na tym nie zarabiają. 

Powrót do Dębicy w okolicach godziny 20. Łańcuch smarowałem czerwonym FL tylko przed wyjazdem z Dębicy.

Trochę statystyk. Magurska Odznaka Terenowa zdobyta w ciągu dwóch dni. Jest to 50-ta zdobyta odznaka zdobyta w tym roku, a 77 od czasu jej powołania w lipcu 2016 roku, przy tym jestem pierwszym turystą z Dębicy i okolic któremu się to udało, i pewnie jednym z nielicznych, którzy dokonali tego na rowerze. Odznaka cieszy tym bardziej, że jej zdobycie kosztowało mnie wiele trudu i poświęceń :)

Podsumowując wycieczka jak najbardziej udana- dopisała pogoda, kondycja i sprzęt. Podczas tych dwóch dni udało się wykręcić 302.79 km w czasie 15 g 59 m 10 s z 3.514 m przewyższenia. Maksymalnym wzniesieniem na trasie była góra Wątkowa (846 m. n.p.m.). Dużą zasługę w tym mają nowe spodenki Contour z wkładką DrPad, dzięki którym po zrobieniu takiego dystansu nie mam żadnych odparzeń (co przytrafiało się na dłuższych dystansach w tańszych spodenkach), a po kilkunastu godzinach w siodle czuję po prostu zmęczenie. Wyjazd w nieco eksperymentalnym składzie, bo na Spiderze o nowej geometrii jeszcze dalej nie jeździłem, a i w spodenkach z wkładką żelową wybrałem się po raz pierwszy. 



Zdj. W drodze do Nieznajowej. 


Zdj. Nieznajowa o poranku.


Zdj. Orlik krzykliwy, Nieznajowa.


Młoda Ropucha zielona, Świerzowa Ruska.


Szlak rowerowy przez Świerzową Ruską. 


Zdj. Nie ma zmiłuj :) Po ciężkim podjeździe przyszło mi zjechać zielonym szlakiem po telewizorach.


Zdj. Rusałka admirał.


Zdj. Dystans po dwóch dniach podróży.



Zdj. Pieczątki potwierdzające zwiedzane obiekty.


Zdj. Przyznana Magurska Odznaka Terenowa. 


Dane wyjazdu:
148.37 km 16.30 km teren
07:54 h 18.78 km/h:
Maks. pr.:50.25 km/h
Temperatura:29.0
HR max:169 ( 85%)
HR avg:130 ( 65%)
Przewyższenie:1847 m
Kalorie: 4271 kcal

Magurska Odznaka Terenowa dzień 1

Czwartek, 31 sierpnia 2017 · dodano: 01.09.2017 | Komentarze 0



Zwiedzone obiekty:
1. "Hałbów"
2. Baranie 754 m. n.p.m.
3. Wysokie 657 m. n.p.m.
4. "Kiczera"

Wyjazd z Dębicy po godzinie 6:30, nocleg w jednym z domków nad zalewem w Krempnej.


Wycieczka planowana początkowo na trzy dni, jednak dzień przed wyjazdem aktualizacja pogody wykazała ochłodzenie i opady deszczu w sobotę, więc na turystykę pozostawały mi jedynie czwartek i piątek. 

Z dzikich zwierząt na razie zauważyłem tylko znaki "uwaga rysie" czy "zwolnij wilki"., za to krajobrazy nie zawodzą. Panoramy z Baraniego czy Wysokiego to coś, dla czego warto tu ponownie wrócić.



Fotografie pstrykam moją nową "małpką" Canon sx620.


Łąki w Myscowej.


Cerkiew w Polanach.


Zderzenie tradycji z nowoczesnością: chyża łemkowska w Olchowcu z blaszanym dachem i telewizją satelitarną. 


14- metrowa, drewniana wieża widokowa na Baranim (754 m. n.p.m.). Trochę obaw miałem, bo drabiny się ruszały, a szczebli miejscami brakowało, dodatkowo to wiatr a nie słońce podgrzewał atmosferę, ostatecznie jednak wszedłem w spd na taras trzeci :) Nie byłbym sobą, gdybym odpuścił, a nagrodą za podjęte ryzyko były wspaniałe widoki, niewidoczne z tarasu pierwszego  schowanego za ścianą drzew. Z oczywistych powodów rozrywka ta polecana jest raczej szczuplejszym osobom.

Nocleg ustaliłem sobie dopiero wieczorem w Krempnej, na 2-3 godziny przed zachodem słońca. Padło na luksusowy jak na beskidzkie warunki domek nad zalewem.



Wieczorny widok z Wysokiego (657 m. n.p.m.) w kierunku północnym.

Pod koniec dnia już zaczęło odcinać mi prąd w nogach, zwiedzanie zakończyłem wizytą na polanie Kiczera.

Dane wyjazdu:
75.90 km 24.30 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:1220 m
Kalorie: kcal

Bieszczady 2012 Zyndranowa-Komańcza-Chryszczata (997 m.)-Jabłonki dzień 2

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 04.02.2013 | Komentarze 0

Przewyższenie: 1220 m

Trasa biegnie czerwonym szlakiem pieszym na szczyt Chyrlatej (997 m n.p.m.), po drodze wijąc się między chronionymi w rezerwacie Zwiezło Jeziorkami Duszatyńskimi. O zbiornikach tych dowiedziałem się całkiem przypadkiem rok temu czytając i nawet nie podejrzewałem, że w następnym roku już będę mógł je zobaczyć na żywo. Na podjeździe spotykam pierwszego podczas dzisiejszej wycieczki kolarza- Mikołaja.





https://lh5.googleusercontent.com/-xOYOmsS7foM/UKgC-avvS4I/AAAAAAAADIk/VeJv91iRm4c/s800/Zyndranowa.jpg[/img]