Info

avatar Jestem MateM z miasta Dębica/ Darmstadt (Hesja). Od 2008 roku na rowerze przejechałem: 103627.17 w tym 14628.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.05 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Mapa przejechanych dróg- aktualizacja 2022








button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 120 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 143 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 206.7 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 124.6 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 173 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 154 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 135 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 141 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 99 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 164 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 201 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 166 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 148 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 104 km

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MateM.bikestats.pl

Archiwum bloga

skype downloadLicznik wizyt na stronę
Flag Counter
Wpisy archiwalne w kategorii

#Beskid Niski

Dystans całkowity:1763.92 km (w terenie 226.50 km; 12.84%)
Czas w ruchu:53:10
Średnia prędkość:19.12 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:15627 m
Maks. tętno maksymalne:179 (94 %)
Maks. tętno średnie:137 (72 %)
Suma kalorii:27233 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:125.99 km i 6h 38m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
122.10 km 2.20 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:830 m
Kalorie: kcal

Bieszczady 2012 dzień 1: z Dębicy do Zyndranowej

Piątek, 28 września 2012 · dodano: 04.02.2013 | Komentarze 0





Pozytywne wrażenia z lipcowego wypadu w Beskid Niski zaowocowały kolejną, tym razem trzydniową wyprawą po terenach Beskidów. W planach była wprawdzie kilkudniowa eskapada po Słowacji z Frankiem, ale w międzyczasie Michał zrezygnował z udziału a mnie skusiło pokręcić po bieszczadzkich szlakach i tak się zaczęło.
Trasa wyprawy wytyczona w standardowy sposób, czyli mapa w rękę i lokalizacja ciekawych obiektów i miejsc turystycznych, noclegów w okolicy. Następnie orientacyjne zaznaczenie przebiegu trasy, zwracając uwagę na przewyższenie terenu i możliwość poruszania się w nim rowerem.
Jak się przekonałem, mapy krakowskiego wydawnictwa Compass są najdokładniejsze, zresztą przez to też są najczęściej polecane przez turystów.

W przedzień wyjazdu większość rzeczy jest już spakowana, rower po przesmarowaniu napędu i pobieżnych oględzinach również był gotów.
Tym razem plecak ważył nieco więcej, w dodatku na kierownicy w pokrowcu wylądowała kurtka z membraną i koszulka z dłuższym rękawem.
Przed wyjazem nie rezerwowałem telefonicznie żadnych miejsc noclegowych, pojedyńczy turysta zawsze otrzyma nocleg dlatego nie jest wymagane rezerwowanie.

Wyjechałem dość późno, o 10.50. Dzisiejszego dnia miałem w planach pokonać około 120 km praktycznie po samym asfalcie, a ilość obiektów na trasie do zwiedzenia nie była duża więc nie było potrzeby zrywać się z samego rana, aby wyrobić się przed zachodem. Zresztą dni są jeszcze dość długie.

Przed 14 byłem już na rynku w Krośnie. Tu po objechaniu centralnego placu miasta mając w zapasie sporo czasu zabawiłem jeszcze trochę. Po dłuższym odpoczynku na ławce zwiedziłem gotycką farę pw. Świętej Trójcy z XV wieku, niestety tylko z zewnątrz bo w środku odprawiana była msza. Budynek znajduje się na Szlaku Świątyń Karpackich biegnącym z Krosna do słowackiego Stopkova. W pobliżu zwraca uwagę wysoka dzwonnica kościoła kształtem przypominająca wieżę lub bardziej jedną z baszt pałacowych. Z jej szczytu można podziwiać widoki na rynek i jego otoczenie.

Po opuszczeniu miasta kieruję się drogą krajową nr 28 do Miejsca Piastowego. Przejeżdżam szybko przez centrum wsi i obieram kurs na Duklę. Trasa biegnie teraz poboczem ruchliwej drogi krajowej nr 9. Powoli zmienia się też otoczenie. Do tej pory jechałem równinnymi pozbawionymi większych przewyższeń Dołami Jasielsko-Sanockimi. Teraz powoli wjeżdżam w górzysty obszar Beskidu Dukielskiego. Na szczycie pierwszego dłuższego podjazdu zatrzymuję się na chwilę. Za mną piękna panorama terenów przez które przejeżdżałem, na horyzoncie majaczą zabudowania Krosna. Przede mną po prawej wiatraki elektrowni wiatrowej w Nowym Żmigrodzie. Słońce ładnie przygrzewa, jadę w stroju na lato.

















Dane wyjazdu:
115.00 km 3.20 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:330 m
Kalorie: kcal

Beskid Niski dzień 2 od Zyndranowej do Dębicy

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 03.08.2012 | Komentarze 0

Dzień drugi: Zyndranowa-Tylawa-Dukla-Nowy Żmigród-Osiek Jasielski-Jasło-Brzyska-Chotowa-Dębica (115 km)



Wstałem już po ósmej, w chatce cisza. Przed wyjazdem prognozy informowały o dzisiejszych opadach, nie bylem więc zaskoczony gdy rankiem po przebudzeniu zauważyłem nad Zyndranową zachmurzone niebo. Po umyciu się i śniadaniu zabieram rower nad potok, udaje mi się go z grubsza oczyścić.

Spakowany, żegnam się i o 10.15 ruszam w trasę powrotną do Dębicy. Po drodze zatrzymuje się koło miejscowej cerkwii i skansenu łemkowskiego, który przy okazji tegorocznej planowanej wyprawy po Słowacji na pewno jeszcze odwiedzę.


Fot. Salamander po leśnych bajorkach


Fot. Cerkiew w Zyndranowej


Fot. Skansen łemkowski w Zyndranowej


Fot. Chyże łemkowskie w skansenie

Koło skansenu zaczęło kropić, jak się po dłuższej chwili okazało była to tylko przelotna mżawka. Przez dalszą trasę aż do Dębicy już więcej nie padało.

W Tylawie w miejscowych Delikatesach robię małe zakupy i ruszam dalej. Trasa biegnie ruchliwą drogą krajową nr. 9. Na trasie kilka przystanków, w samej Dukli postanawiam zobaczyć klasztor i kościół Bernardynów. Na miejscu okazuje się, że budynek kościoła jest w trakcie renowacji. Z miejsca tego rozciągają się widoki na okoliczne góry, wśród których wyróżnia się górująca nad okolicą Cergowa (716 m n.p.m.).

]
Fot. W drodze do Dukli


Fot. OO. Bernardynów w Dukli


Fot. Cergowa (716 m n.p.m.)

Trasa z Dukli do Nowego Żmigrodu to droga wojewódzka przypominająca krajową "czwórkę" z okolic Dębicy, z licznymi podjazdami i zjazdami.

Do Nowego Żmigrodu docieram po 12.45. Kilkunastominutowy pobyt na rynku, zwraca uwagę nieodległy kościół parafialny.



Do Jasła postanawiam dotrzeć nową trasa przez Osiek Jasielski. W miejscowości tej skręciłem nie tam gdzie trzeba (mapa beskidu już nie pokazuje tej wsi) i docieram do Samoklęsk. Moje podejrzenia wzbudził już fakt, że zamiast oddalać się od Beskidu, zbliżałem się do niego. Uprzejmy miejscowy poinformował mnie, którędy powinienem pojechać.

Dalej trasa przebiegała już bez problemów. Przejazd przez Jasło i drogą wojewódzką do Kołaczyc. Tu przejeżdżam przez most na Wisłoce, jest już po 15. W Brzyskach robię jeszcze małe zakupy (woda i kalorie) po czym ruszam dalej drogami wcześniej wielokrotnie już przemierzanymi. Mijam Brzostek, Jaworze, w Pilźnie spotykam MrGordam który postanowił pokręcić do Jodłowej.

Do Dębicy cały i zdrowy docieram późnym popołudniem, jak się okazało zdążyłem idealnie bo niecałą godzinę później zaczęło padać. Wycieczka w Beskid Niski jak najbardziej udana :)

Pełna galeria: https://picasaweb.google.com/104126750072256019893/BeskidNiski2012#

Dane wyjazdu:
164.20 km 47.40 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:1430 m
Kalorie: kcal

Beskid Niski dzień 1 od Folusza po Barwinek

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 03.08.2012 | Komentarze 2



Dystans: Przewyższenie:
dzień 1: 164 km 1810 m
dzień 2: 115 km

Dwudniowa wycieczka z plecakiem po bezdrożach i odludnych obszarach Beskidu Niskiego.

Dzień pierwszy: Dębica-Jasło-Folusz-przejazd zboczem Magury Wątkowskiej i wjazd na szczyt Świerzowej (801 m n.p.m.)-Świątkowa Wielka-Kotań-Nieznajowa-Długie-Ożenna-Huta Polańska-Polany-Olchowiec-Tylawa-Zyndranowa



Wycieczka planowana już od jakiegoś czasu została zrealizowana pod koniec lipca. Wszystko co było potrzebne znalazło się w plecaku, który trzeba było wieźć na plecach przez cały dzień. Aparat, podstawowe narzędzia, ręcznik, żywność oraz odzież ważyły razem kilka kilogramów. Trasa przebiegała częściowo odcinkami w trudnym terenie, więc żaden bagażnik i sakwy nie wchodziły w grę.

Wyjazd z Dębicy o 4.50. Jest zimno ale prognozy na dzisiaj są obiecujące: piękna słoneczna pogoda, małe zachmurzenie i bez opadów.


Fot. wschód słońca w Dębicy

Przy głównej drodze przed Brzostkiem zauważam samicę sarny lub jelenia z dwoma młodymi, zatrzymuję się na chwilę. Czujne zwierzęta na mój widok uciekły z łąki w pobliskie pole kukurydzy. Ze zdjęcia nici.

W centrum Jasła w parku jestem o 7.18. Krótka przerwa, kalorie z banana rozchodzą się po organizmie i można jechać dalej.

Trasa do Folusza biegnie pagórkowatym Pogórzem Jasielskim. Z chwilą dotarcia do Folusza zaczyna się Beskid Niski i dużo większe przewyższenia. U granic Beskidu jestem po 8.30. Krótki postój, zdjęcie przy znaku i trzeba ruszać dalej. Poranek był chłodny ale bez mgieł, od kiedy wystartowałem słońce przygrzewało coraz mocniej.

Przede mną Magura Wątkowska- pasmo górskie ciągnące się od Wapiennego na zachodzie po Kąty na wschodzie. Śniadanie zjadam na leśnym placu koło potoku Kłopotnica w Foluszu.




Fot. Magura Wątkowska


Fot. Leśna stołówka


Fot. Potok Kłopotnica

Pstrykam kilka zdjęć i nie tracąc czasu ruszam dalej. Nad brodem przeglądam mapę, pojawia się trzyosobowa rodzina. Robią zdjęcia i wracają do Folusza.

Z chwilą przekroczenia szlabanu wjeżdżam na teren Obszaru Ochrony Ścisłej Magura Wątkowska. Przede mną leśna serpentyna zboczami Magury na jej szczytowe partie, jak się okaże najcięższy odcinek całej dzisiejszej trasy.

Podjazd czarnym szlakiem pieszym, który na dobrą sprawę był tylko wąskim skrawkiem zniszczonego asfaltu nie zajętym jeszcze przez okoliczną roślinność. Nie mała zasługa w tym turystów. Przy szlaku miejscami występują tereny bezdrzewne, łąki na których pełno różnych gatunków motyli.


Fot. Czarny szlak


Fot. Potok przy czarnym szlaku


Fot. Dostojka malinowiec- pospolity motyl beskidzkich łąk


Fot. Przestrojnik jurtina

Na pierwszym zakręcie trasy wąski pasek asfaltu się kończy ginąc w trawach, znak że teren jest rzadko przemierzany przez ludzi. Zresztą znak informuje jasno: czarny szlak skręca w prawo. Moja trasa wiedzie jednak w lewo, po starej drodze z którą wygrała natura. W miarę podjeżdżania trasą przez OOŚ jest coraz trudniej. Na drodze coraz częściej pojawiają się poprzewracane drzewa które trzeba było albo obchodzić lasem albo próbować przecisnąć się pod nimi. Na szczęście bąki nie były natarczywe. Jakby nie patrzeć ten dziki obszar to idealne tereny bytowania wielu gatunków roślin i zwierząt.

Po drodze zauważam parokrotnie ślady opony rowerowej i butów turystycznych. Nie tylko mi przyszło na myśl przedzierać się tędy ostatnimi dniami.

Na trasie od brodu w Foluszu po wiatę pod Świerzową spłoszyłem jakiegoś dużego ssaka, który niezauważony przez gęstwinę leśną uciekł w górę pasma Magury. Zauważyłem też strzyżyki- małe ptaki z charakterystycznie zadartymi do góry ogonkami.


Fot. W leśnej głuszy


Fot. Na Magurze Wątkowskiej


Fot. Poprzewracane drzewa to częste niespodzianki na trasie przez OOŚ Magura Wątkowska


Fot. Trasa przez OOŚ Magura Wątkowska

Po drodze trasa skrzyżowała się z trzema szlakami pieszymi: żółtym, zielonym i czerwonym. Nie spotkałem jednak ani jednego turysty. To co charakterystyczne dla tych gór to właśnie małe ilości pieszych na szlakach. Po połączeniu ze szlakiem czerwonym wcześniej trawiasta a teraz już szutrowa droga biegnie w dół. Pierwszy zjazd od kiedy wjechałem do Folusza. O dziwo gdzieś z boku wyjeżdża zza ściany krzewów samochód. Nie wiem czy był to pracownik którejś ze służb czy też mieszkaniec którejś z okolicznych miejscowości. Chyba jednak pracownik, bo po pierwsze na wszystkich trasach wiodących przez te okolice są szlabany z zakazem wjazdu jakichkolwiek pojazdów a po drugie co robiłby tubylec w sercu Magury Wątkowskiej? Trochę go zaskoczył kierunek z którego jechałem lub w ogóle moja obecność, bo przyglądał mi się przez chwilę.

Zjazd kończył się na krzyżówce trasy leśnej z Folusza przez Hutę Pielgrzymską do Świątkowej Wielkiej i trasy leśnej z Folusza przez OOŚ którą jechałem wiodącą dalej szlakiem czerwonym na górę Świerzową, na którą postanowiłem wjechać. Wydawała się całkiem blisko, niespełna półtora km podjazdu. Poza jednym dość stromym odcinkiem którym musiałem podchodzić podjazd poszedł całkiem sprawnie. Szczyt Świerzowej leży na wysokości 801 m n.p.m., informuje o tym ustawiona tabliczka. Na górę docieram o 11.49. Z racji dużego zalesienia widoki ze szczytu żadne, po chwili zjeżdżam więc drogą którą wjechałem na Świerzową i kontynuuję wycieczkę po wcześniej wyznaczonej trasie.


Fot. Czerwonym szlakiem na Świerzową (801 m n.p.m.)


Fot. Świerzowa (801 m n.p.m.) zdobyta


Fot. Zjazd z Magury Wątkowskiej

Zjazd do Świątkowej Wielkiej szybkim tempem po szutrówce, jest już południe i słońce przypieka coraz mocniej. Skręcam w prawo do nieistniejącej już wsi Świerzowa Ruska. O tym że kiedyś istniała tu wieś informuje osadzona na drzewie kamienna tabliczka, a także mijane po drodze przydrożne krzyże i kapliczki. Tereny te położone są na terenie Magurskiego PN.




Fot. Świerzowa Ruska- opustoszałe tereny wzdłuż drogi





Zawracam. W Świątkowej Wielkiej po drodze odwiedzam jeszcze drewnianą cerkiew. Zapasy wody mocno się uszczupliły, na dobrą sprawę zostało mi nieco mniej niż 0.5 l wody czas więc rozejrzeć się za sklepem. W najbliższej okolicy jest jeden ale zamknięty, otworzą dopiero o 18. Jak poinformował mnie zapytany po drodze miejscowy chłopak, najbliższe otwarte sklepy znajdę w Kotaniu i Krempnej. To całkiem niedaleko więc ruszam w drogę. W tym gorącu zamiast do Kotania pojechałem w kierunku Rozstajnego. Po zerknięciu na mapę zrozumiałem że źle jadę.

W Kotaniu przy głównej drodze zauważam sklep. Sprzedawczyni wspaniałomyślnie umieściła wcześniej dużą piwniczankę w lodówce, którą rozlałem do bidonów. Wziąłem jeszcze drugą, mam teraz w zapasie prawie 3 l wody, który powinien wystarczyć do Zyndranowej. W Kotaniu odwiedzam cerkiew i otaczające ją lapidarium składające się z przeszło dwudziestu nagrobków. Tutaj następuje też dłuższa przerwa połączona z uzupełnieniem energii i wody w organizmie.

Po odpoczynku wracam na trasę w kierunku Świątkowej Małej, przekraczając most na Wisłoce. W górze zauważam bociana czarnego który po dłuższej chwili znika pośród zadrzewień nad rzeką. Cerkiew w Świątkowej Małej jest równie piękna jak te wcześniej odwiedzone, jest także zamknięta na cztery spusty. Każdą z cerkwi mogłem pooglądać jedynie z zewnątrz. Wszystkie zbudowane z drewna posiadały trzy kopuły symbolizujące Trójcę Świętą.


Fot. Cerkiew w Świątkowej Wielkiej


Fot. Cerkiew w Kotaniu


Fot. Cerkiew w Świątkowej Małej


Fot. Cerkiew w Świątkowej Małej

Opuszczam ostatnie zabudowania i udaję się w kierunku południowym w region Beskidu słynący z obszarów bezludnych, z wsi wysiedlonych w ramach akcji "Wisła".

Do wysiedlonej wsi Rozstajne trasa wiedzie asfaltem, skręcając w prawo na Nieznajową wjeżdżamy na beskidzkie szutry i gruntówki gdzie asfaltoza nam raczej nie grozi.

W tym rejonie jak informuje znak pojawiają się wilki. Niestety żadnego nie udało się zauważyć.





W Nieznajowej, kolejnej wysiedlonej wsi, spotykam pojedynczych turystów, ktoś nawet pojawił się tutaj samochodem. W pobliżu nad Wisłoką Chatka oferująca miejsca noclegowe nieodpłatnie, w zamian za prace na rzecz budynku.

Wjeżdżam na szlak żółty wijący się wzdłuż niepozornej tutaj Wisłoki w kierunku południowym do Radocyny, wszak jej źródła znajdują się zaledwie kilka kilometrów stąd.

Zanim docieram do punktu węzłowego szlaków w dawnej wsi Długie pięciokrotnie przemierzam Wisłokę, początkowo na boso (w tak ciepły dzień zimna woda rzeki to niesamowity relaks dla stóp) a potem już ją przejeżdżając. W czystych wodach Wisłoki można zauważyć ławice małych kropkowanych pstrągów.


Fot. Droga do Nieznajowej


Fot. Żółtym szlakiem z Nieznajowej wzdłuż Wisłoki


Fot. Granica parku w okolicach wsi Czarne


Fot. Jeden z kilku brodów na trasie Nieznajowa-Długie

Na terenach dawnej wsi Długie odwiedzam cmentarz wysiedlonej wsi łemkowskiej, w pobliżu przy drodze nieczynna retorta do wypalania węgla drzewnego. Dalej droga gruntowa przez opustoszałą dolinę i widoki na Pasmo Graniczne po prawej. Na jednej z rozległych łąk zauważam wypasające się stado owiec. Chwilami mijam przydrożne krzyże i kapliczki to znowu słupy linii elektrycznej. Poza tym żadnych zabudowań ani ludzi.


Fot. Cmentarz łemkowskiej wsi Długie, wysiedlonej w 1947 r.


Fot. Retorta do wypalania węgla drzewnego


Fot. Długie



Dopiero w Wyszowatce napotykam pierwsze od czasu kiedy opuściłem Świątkową Małą budynki mieszkalne, nie licząc Chatki w Nieznajowej. Centrum wsi to zabudowania dawnego PGR będące teraz własnością prywatną o czym informuje tabliczka, budynki mieszkalne przy PGR będące małymi bloczkami z ogródkami oraz nieliczne domy i sklep. Dziwnie wyglądają te małe bloki mieszkalne w miejscu, gdzie przysłowiowy "diabeł mówi dobranoc".

Docieram do wsi o ciekawie brzmiącej nazwie Grab, kończy się teren a zaczyna równiutki asfalt czyli droga wojewódzka 992 z Jasła do Ożennej.

W Grabiu zwracają uwagę opustoszałe stare domy drewniane. Przy jednym z nich na słupie znajduje się gniazdo bocianów białych. Pstrykam zdjęcie czteroosobowej grupce i jadę w kierunku Ożennej.




Fot. Opuszczony dom, Grab



Na krzyżówce kontynuuje jazdę na wschód w kierunku Przełęczy Kuchtowskiej. Na mapie lokalizuje położenie jednego z cmentarzy wojskowych, który mam zamiar odwiedzić. Po drodze mijam obskurne zabudowania wsi. Jak zauważam ludzie tutaj trudnią się głównie wypasem owiec i zbiorem siana z okolicznych rozległych łąk.

Z cmentarza wracam na krzyżówkę, przy lokalnym sklepiku siedzi grupka najprawdopodobniej stałych bywalców. W miejscowości tej kręcono sceny do filmu „Wino truskawkowe” opisujące perypetie mieszkańców okolicznych terenów.

Przede mną kilkusetmetrowy podjazd o nawierzchni którą można by określić jako zniszczony asfalt. Za mną widoki na pasmo graniczne, w górze wysoko krążą dwa ptaki drapieżne ale nie sposób rozpoznać czy to orły czy myszołowy.




Fot. Cmentarz z I wojny światowej nr. 3 w Ożennej


Fot. Pasmo Graniczne

Mijam już któryś raz z rzędu dzisiejszego dnia granicę parku narodowego, trasa wiedzie przez buczynę karpacką. Po drodze napotykam grupkę rowerowych turystek, wymiana pozdrowień i jedziemy dalej. Zatrzymuje się na chwilę na wzgórzu skąd roztaczają się widoki na dolinę, którą mam dotrzeć do Huty Polańskiej. W oddali pod ścianą lasu grupka czarnych ptaków wydających charakterystyczne „kra-kra”. To odludzie to także kraina idealna dla kruków.

Jest już późno po południu, odliczam czas do zachodu słońca i dochodzę do wniosku, że trzeba zwiększyć tempo przejazdu aby zdążyć przed zachodem do chatki. Nie chciałem szukać drogi w nieznanym sobie terenie po zmroku.

Szybki zjazd w dolinę drogą z wolna zarastającą okolicznymi trawami. Docieram do stacji badawczej MPN, jest zamknięta. Robię kilka zdjęć tej malowniczej dolinie i ruszam dalej. Kawałek dalej za ścianą drzew napotykam znak ostrzegający o obecności niedźwiedzi w okolicy. Coś jest nie tak, zawracam. Orientuje się na mapie i zauważam że przejechałem skręt na Hutę. Tak naprawdę żadnego skrętu nie było bo zdążył on już pozarastać.






Fot. w dolinie Ciechani


Fot. Dolina Ciechani


Fot. Ostoja niedźwiedzia w Ciechani

Po drugiej stronie strumyka nieco wyżej zauważam ścieżkę. Zaczyna się chaszczowanie przez łąkę z rowerem u boku zakończone pomyślnym przedarciem się na drugą stronę. W głąb położonego między zboczami gór lasu prowadzi wygnieciona w trawach wąska ścieżyna. Początkowo jedzie się nieźle, z chwilą wjazdu między drzewa robi się coraz trudniej: poprzewracane konary i pnie, bajorka i błoto, chaszcze. Nie zważając na pokrzywy i błoto staram się czym prędzej przedostać do Huty. Przejście piesze jest na tym odcinku utrudnione, tym większym problemem był dla mnie przejazd rowerem.

Pierwsze słupy nieistniejącej sieci trakcyjnej w lesie poprawiają mi humor, dotarłem do Huty. W pobliżu znajduje się OOŚ Zimna Woda, jeden z trzech na obszarze parku. Zauważam też znak zakazujący wjazdu na trasę którą właśnie przejechałem z powodu występowania w tych lasach niedźwiedzi. Fajnie, przejechałem ostoję miśków nawet o tym nie wiedząc. Dopiero w chatce dowiedziałem się, że dolina Ciechani jest całkowicie zamknięta dla turystów, więc miałem szczęście że udało mi się przejechać.

W samej Hucie położonej w górskiej dolinie znajduje się prywatne schronisko Hajstra i kościół Św. Jana z Dukli i Huberta. Nie ma tu żadnych innych zabudowań. Czas nagli, szybkim tempem przejeżdżam więc do Polan.


Fot. Jedyne zdjęcie z leśnej trasy do Huty Polańskiej


Fot. Kościół w Hucie Polańskiej

Drogą gruntową wzdłuż Wisznii docieram do Olchowca, jednak nie mam czasu na zwiedzanie. W oddali zauważam cerkiew i kamienny most.

Od Olchowca poruszałem się żółtym szlakiem, tędy biegła także oznakowana trasa rowerowa, trudny technicznie odcinek do Tylawy. Trasa ta obfitowała w leśne bajorka, trochę odcinków trawiastych i przejazdy przez brody. Po drodze minąłem nieistniejące wsie Wilsznia i Smereczne.

Pomimo dobrego tempa czas dłużył mi się i zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie zabłądziłem. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i przed 20 wyjechałem ze szlaku na drogę krajową nr. 9 prowadzącą do Barwinka. Po drugiej stronie zauważam znak Zyndranowa. Stąd do chatki jest jeszcze 6.5 km.

Sama wieś położona jest w dolinie między górami, niedaleko granicy ze Słowacją. Po drodze mijam cerkiew, skansen łemkowski oraz zabudowania gospodarcze. Na łąkach wypasają się krowy. Już o zmroku docieram do chatki, poznaję bazową Magdę i piątkę turystów którzy również będą tutaj nocować.

Chatka drewniana, co ważne ma elektryczność. W środku przestronnie, ma swój klimat.


Fot. Zachód słońca w Zyndranowej


Fot. Chatka studencka w Zyndranowej

Po pozostawieniu roweru w osobnym pomieszczeniu i rozpakowaniu plecaka udaję się nad potok, gdzie można będzie się umyć. Woda jest bardzo zimna, ale czysta.

Po kąpieli ognisko z kiełbaską do późnych godzin nocnych w kilkuosobowym gronie.

Nocleg z dwiema poznanymi turystkami z Leżajska i zza Warszawy w jednej z wolnych sal chatki.

Dane wyjazdu:
200.70 km 14.10 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie: m
Kalorie: kcal

Śladami cerkwii i cmentarzy wojennych- okolice Magury Wątkowskiej i Magurski Park Narodowy

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 3

14 lipca 2011 wyruszam w solowy wyjazd w Beskid Niski, a dokładniej na tereny Magury Wątkowskiej. Po cichu liczę na przekroczenie dystansu 200 km jednocześnie przy jakimś sensownym przewyższeniu. Mam cały długi dzień na wycieczkę.
Wyjazd z osiedla o 05:11, zarzuciłem kapotę z długim rękawkiem i założyłem wypadowe rękawiczki- termometr za oknem wskazywał około 13C. Dodatkowo chłodna noc po gorącym dniu sprawiła, że region pokryty został gęstą mgłą. Na plecach kilkukilogramowy plecak z mapą, podstawowymi narzędziami, energią itd.

Most na Wisłoce w Dębicy, widok w kierunku miasta:


Wisłoka o poranku:


W Grabinach spoglądam w kierunku Dębicy- miasto zniknęło pod kożuchem mgły, wystawał nieco ponad nią jedynie komin firmy oponiarskiej. Tempem umiarkowanym, kadencyjnie, przejeżdżam ulicami Staszica i 1 maja. W Straszęcinie skręcam przed kościołem na drogę lokalną, dalej przez Grabiny- ruch znikomy.
Słońce nie może się przebić przez gęstą mgłę, chociaż wznosi się coraz wyżej na horyzoncie. W Pilźnie mam nadzieję na wypogodzenie, ale chwilowe przebłyski słońca kończą się na trasie Pilzno-Brzostek. Na kolanach zauważam biały nalot, rower również jest mokry- efekt jazdy przez mgłę.
Jadąc trasą Pilzno-Brzostek słońce znika i znowu jest chłodniej i ciemniej, dodatkowo lekko nawiewa mgłę z górek w kierunku Doliny Wisłoki.
Po około półtorej godziny jestem w Brzostku. Tutaj przed rynkiem skręcam na drogę wiodącą przez most do Brzysk. Robiąc zdjęcia zauważam pajęczynkę:



Trasa płasko wije się lewym skrajem Pogórza Ciężkowickiego. Nadal wokół towarzyszy mi mgła. Do Jasła docieram około 07:30 (park w centrum). Jako że planowałem dotrzeć tutaj na 8, czekam na ławce w parku przeglądając mapę.
W Jaśle słońce ostatecznie wygrywa z mgłą- zaczyna przygrzewać i robi się coraz cieplej.
Obieram kierunek południowy-zachód jadąc ulicą 3 maja i skręcam w Niegłowicką skąd już na południe zmierzam do Dębowca.
Przejeżdżam przez tę niedużą miejscowość zmierzając w obranym kierunku. Na rozstaju dróg pierwszy cmentarz wojenny, jadę na prawo. Szybki zjazd z górki i oczom moim powoli ukazuje się pasmo Magury Wątkowskiej- punktu docelowego wycieczki.



Teren powoli się podnosi, niezbyt wymagającym podjazdem przez las przemierzam kolejne setki metrów docierając do miejscowości Cieklin. Postanowiłem, że do południa pozwiedzam wybrane cerkwie i cmentarze, a gdy słońce zacznie konkretnie grzać, schowam się w lasach magurskich i będe kontynuować wycieczkę pod osłoną drzew. Zrezygnowałem z kasku przez co słońce da mi potem popalić.
Przed Cieklinem skręcam za znakiem w lewo na polną drogę wiodącą do cmentarza wojennego nr 12 Cieklin-Dobrynia (wytyczono tu czarny szlak po cmentarzach wojennych). Droga z lekka błotnista, musiało tu wczoraj padać. Wolę się nie zastanawiać nad tym, jaki teren zastanę na Magurze.



Zawracam na szosę, do Cieklina 1,5 km. W centrum miejscowości na skrzyżowaniu dróg skręcam w prawo by po chwili znów wjechać w polną drogę wiodącą szlakiem czarnym do kolejnego cmentarza nr 14. Wcześniej zjeżdżając ze wzgórza zauważam Cieklinkę- górę o wysokości 509 m n.p.m.



Sam cmentarz zlokalizowany jest pod sosnami na skraju lasu. Koło kaplicy znajduje się kilkadziesiąt charakterystycznych grobów.



Zawracam, jadąc teraz tą samą drogą pod górę i mijając okoliczne zabudowania. Zwraca uwagę Muzeum Narciarstwa, miejscowy kościół.



Na kolejnym wzniesieniu nie zauważam zbiorowej mogiły cmentarza nr 13. Zawracam i szosą kieruję się w stronę drogi 993.
Na drodze 993 zauważam starszego kolarza-turyste rowerowego. Dowiaduje się, że zmierza on wschodnią częścią Polski do Gdańska. Szacun!
Skręcam w lewo na gruntówkę, aby zobaczyć ostatni cmentarz wojenny nr 11 Wola Cieklińska. Jest najciekawszy architektonicznie z wszystkich tych, które dzisiaj zobaczyłem na trasie.



Powrót na szose i w regionie Cieklina mam zamiar jeszcze odnaleźć cerkwisko w Woli Ocieckiej. Miejscowy sam zaoferował mi pomoc w zlokalizowaniu obszaru, na którym kiedyś znajdowała się cerkiew. Jego informacje potwierdziły to, co odczytałem na mapie. Droga do cerkwiska to krótki gruntowy odcinek z średniogłęboką kałużą w połowie drogi uatrakcyjniającą jazdę ;)




Słońce już mocno grzeje, podjazd przełęczą w stronę Bednarki. Pot się leje konkretnie, woda z bidonów znika w zabójczym tempie. Docieram do jedynego obiektu który zlokalizowałem sobie jako warty odwiedzenia w tej miejscowości na trasie wycieczki, a jest to murowana cerkiew. Miałem to szczęście, że spotkałem miejscowego księdza z matką, który gdy dowiedział się że jestem z Dębicy i parafii z centrum miasta stwierdził, że zna się dobrze z proboszczem tej parafii. Poinformował mnie o losach tej cerkwii i niezbyt łaskawej dla obiektu historii. Na strychu, o czym poinformowała mnie tablica umieszczona przed bramą, chronione jest stanowisko zagrożonego nietoperza podkowca.
Sama synagoga jak wspomniałem murowana, w środku pięknie wykończony ikonostas, wrażenie robiły także malowidła na suficie. Budynek otoczony jest murkiem z żelaznym ogrodzeniem. Całość stoi na co dzień zamknięta, tylko w niedziele odbywa się tu msza dla niewielkiej ludności Bednarki. Fajnie więc, że trafiłem o odpowiedniej porze w to miejsce, bo zobaczyłbym jedynie cerkiew z zewnątrz.





Okrążając od północy Magurę zmierzam do kolejnej miejscowości- Rozdziele. Jazda po szosie to już patelnia. Z naprzeciwka mijam jakąś kolarkę, po chwili zasięgam informacji u rowerzysty co do położenia szybów naftowych. Określenie ich położenia na 2 km stąd przyjmuję sceptycznie, mapa mówi co innego. I rzeczywiście po około 200 metrach to co podjeżdżając zwróciło moją uwagę jako wystające metalowe konstrukcje okazało się owymi szybami naftowymi, jakie występują w tym roponośnym regionie. Wstęp obcym wzbroniony, ale ja nie czułem się obcy więc wstąpiłem ;)



Same szyby, których zlokalizowałem na wzgórzu kilka, to trójramienne konstrukcje z charakterystycznymi maszynami w kształcie młota wydobywającymi z wnętrza ziemi ropę.





Kręce się tu jeszcze chwile po czym zawracam do Rozdziele i na trasę w kierunku Wapiennego. Po lewej zauważam kolejną cerkiew- murowana, niestety zamknięta na cztery spusty. W pobliżu znajduje się tablica, identyczna jak ta w Bednarce, informująca o ochronie nietoperzy zamieszkujących strych cerkwi.







W Rozdziele mijam jeszcze drugą cerkiew-drewnianą i podjazdem dojeżdzam do Wapiennego. Wapienne to jak się okazało miejscowość uzdrowiskowa. Mają tutaj zniszczony podczas wojny i odbudowany ośrodek uzdrowiskowy oferujący m.in. kąpiele borowinowe. Ja jednak przejeżdżam dalej do Męciny Wielkiej, gdzie zobaczyć mam ostatnią cerkiew na trasie.



Cerkiew w Męcinie Wielkiej jest najokazalsza i najpiękniejsza z wszystkich tych, które dzisiaj widziałem.



Sama cerkiew drewniana, w środku pięknie wykończona. Wszelakie malowidła również na drewnie. Wokół okolona drewnianym charakterystycznym płotkiem ze spadzistym daszkiem. Zwraca uwagę okazała brama wejściowa połączona z dzwonnicą.



Woda w bidonach się kończy, w międzyczasie pytam miejscowych o najbliższy sklep w okolicy. Gdy już dojeżdżam okazuje się, że jest on zamknięty- przerwa obiadowa od 12 do 14. Wracam więc szybko zjazdem do Wapiennego i tam odnajduje sklep. Standardowa w tym regionie Wysowianka pomarańczowa z lodówki gasi nawet największe pragnienie :) Do tego 1.5 l Muszynianki i powrót na trasę na nieodległy szlak zielony, którym mam zamiar wjechać na Magurę.
Jak się okazuje podjazd pod tą górę to sprawa niełatwa. Na start po deszczach zielonym szlakiem płynął niewielki strumyk :D



W większości podjeżdżam, chwilami muszę jednak podprowadzać z racji trudnego terenu. Dalej jeszcze błoto i podłoże staje się już stabilniejsze. Pojawia się za to wiekszy problem: szlak staje się coraz bardziej stromy i podjazd przestaje być możliwy. Przez kilkaset metrów wtaczam się z moim slamandrem pod górę. Pot leje się niemiłosiernie. Krzaczory nie ułatwiają zadania. Stwierdzam że to nie ma sensu, szlak zielony w tym miescu to dość strome podejście i wchodzenie na niego z 15 kg rowerem i plecakiem mija się z celem. Odpuszczam, wybrałem niezbyt dobre podejście przy takim obciążeniu.



Godząc się z tym, że nie przejadę dzisiaj po grzbiecie magury wracam na trasę wycieczki kierując się na Folusz przez Rozdziele i Bednarkę. Dużo podjazdów asfaltowych, gorąco, ja bez kasku, woda znowu ucieka z bidonów w zabójczym tempie.
Po kilometrach jazdy asfaltem w upale docieram wreszcie do skrętu na Folusz. W tle magura, u której podnóża leży miejscowość. Przyjemny zjazd w dół. Sama miejscowość wciśnięta między zbocza gór, w dolinie płynie potok Kłopotnica.
Najpierw w dogodnym miejscu zatrzymuje się nad potokiem, robiąc zdjęcia i chroniąc się przed upałem. Uzupełniam braki energii z plecaka.



Droga wiedzie chwilowo asfaltem, potem już szutrem. Od czasu do czasu mijam pieszych turystów. Przed skrzyżowaniem szlaków przejeżdżam bród leśny mocząc sobie buty.



Obieram droge szlakiem czarnym na diabli kamień. Po początkowo krótkim podjeździe droga wiedzie płasko po zboczu.



Przejeżdżam kilkaset metrów i zauważam pierwsze skałki przy szlaku.





Potem szlak skręca w prawo w górę i cześciowo musze podprowadzać rower. Na samej górze zauważam rozległe pasmo skałek. To tam znajduje się najsłyniejsza skała w okolicy: Diabli Kamień. Nie podchodziłem już na szczyt tylko zjechałem czarnym szlakiem do brodu. Tutaj postój, woda w potoku była bardzo czysta i przejrzysta, przyjemnie było w niej ochłodzić stopy ;) W międzyczasie na rękawiczki przyleciał kolorowy motyl, jak sprawdziłem potem w googlach był to mieniak tęczowiec. Coś tam spijał z moich rekawiczek, prawdopodobnie sól wytracaną z potem w materiał. Udało mi się pstryknąć zbliżenie:



Nie chciało mi się z powrotem zakładać spd po tej ochłodzie :D Trzeba jednak zjeść obiad, a w Foluszu serwują słynnego pstrąga, więc ogarniam się i szlakiem zielonym wracam do miejscowości.



Zajeżdżam do zauważonej wcześniej samażalni, obok łowisko w którym pływają sobie niczego nie świadome rybki. Łowisko zasilane wodą z potoku, mam więc gwarancję że mięsto śmierdzieć nie będzie.



Sił przybyło, wyjeżdżam z Foluszu szlakiem zielonym, po drodze mijam szyby naftowe, pomalowane i czynne.



Na trasie mam jeszcze do zobaczenia Wodospad Magurski. Szlak zielony nakazuje skręcić w prawo w las. Ja niepotrzebnie chciałem jechać do głownej przez co nawracałem. Później na parkingu pod lasem zauważam samochód RDE, który również przyjechał w to miejsce. To drugi dębicki akcent na trasie w okolicach magury.
Podjazd dość sprawnie pokonuje, omijając kamienie, przejeżdżając po błotnistych odcinkach.
Sam wodospad spływa z progu skalnego, spodziewałem się czegoś większego;) Ilość wody, która spływała ze skał była niska. Wodospad płynał bardziej ciurkiem niż kaskadą.



Rodzinka z debickiego również tu dotarła porobić sobie zdjęcia. Chile tu jeszcze zabawiam i salamandrem zjeżdżam w dół.



W Foluszu w sklepie zakupuje 2x Wysowianke pomarańczową i ruszam podjazdem w trasę. Ostatnie spojrzenie na magury:



Od głównej szosy teren coraz bardziej opada w dół. Przyjemny wiaterek chłodzi przy prędkości :) Po lewej panoramy. Podjazdy, które do południa mozolnie zdobywałem teraz zamieniły się w przyjemne zjazdy.
Wracając bardziej kręce blatem niż kadencyjnie. Przed Jasłem biorę kolejną Wysowiankę, szybki przejazd przez centrum miasta i główną do Kołaczyc.
Przeprawa przez Wisłokę i w dolinie płasko do Brzostka. Uzupełniam energię, szukam także sklepu, tankuje jednak dopiero w Jaworzu 1 małą Piwniczankę.
Dobrym tempem przemierzam trasę do Pilzna, potem przez Chotową-Grabiny do Dębicy. Jakieś nastolatki chciały się jeszcze ze mną ścigać w Grabinach musiałem więc chwile pocisnąć na maksa aby ich zgubić.
Przejazd 3 maja-Krakowską na osiedle. Wycieczka udana bez większych problemów :) Turystyka w Beskidzie Niskim tym samym rozpoczęta.