Info

avatar Jestem MateM z miasta Dębica/ Darmstadt (Hesja). Od 2008 roku na rowerze przejechałem: 103627.17 w tym 14628.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.05 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Mapa przejechanych dróg- aktualizacja 2022








button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 120 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 143 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 206.7 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 124.6 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 173 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 154 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 135 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 141 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 99 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 164 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 201 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 166 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 148 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 104 km

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MateM.bikestats.pl

Archiwum bloga

skype downloadLicznik wizyt na stronę
Flag Counter
Wpisy archiwalne w kategorii

30°C

Dystans całkowity:1926.29 km (w terenie 316.70 km; 16.44%)
Czas w ruchu:91:55
Średnia prędkość:18.77 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:11801 m
Maks. tętno maksymalne:173 (91 %)
Maks. tętno średnie:126 (67 %)
Suma kalorii:32726 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:107.02 km i 5h 24m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
108.50 km 27.70 km teren
06:02 h 17.98 km/h:
Maks. pr.:37.90 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:379 m
Kalorie: kcal

Nad Ren po raz drugi z ulewą

Niedziela, 19 maja 2019 · dodano: 28.12.2019 | Komentarze 0

Zaległy wpis: 19.05.2019.

Wiedziałem, że może dziś padać, mimo tego udało się wykręcić pierwszą tegoroczną "setkę" (choć ulewy i tak nie uniknąłem). Tak naprawdę deszcz dopadł mnie pod koniec aktywności dwa razy: najpierw w Darmstadt w lesie, a potem przed Weiterstadt. Mając jeszcze w pamięci ubiegłoroczną nawałnicę w Poczdamie, która zaskoczyła mnie w Wildpark bez jakiejkolwiek kurtki, tym razem zabrałem do plecaka przeciwdeszczowy płaszcz rowerowy. Gdy tylko pierwsze krople deszczu zaczęły tłuc w liście okolicznych drzew, szybko go założyłem. Niestety ten kawałek poliestru chroni wszystko powyżej kolan, jazda w przewiewnych butach na upał oznaczała więc ich przemoczenie. Szybkim tempem więc przeleciałem przez las i schroniłem się pod wiaduktem przy Eifelring. Po krótkotrwałej burzy nie ujechałem daleko, bo po kilku kilometrach, po drugiej stronie węzła autostradowego, drugi opad w lesie zatrzymał mnie już na znacznie dłużej. Za schronienie robił tym razem wiadukt autostradowy. Dzień powoli zbliżał się już ku końcowi, wydłużające się oczekiwanie na ustanie deszczu zmusiło mnie do dalszej jazdy. Tuż przed domem, w nagrodę za trud jazdy, opad ustał.

Wcześniej nad Renem jazda po grobli, dość spontanicznie zjeżdżałem w teren poszukując dojazdu nad sam brzeg rzeki. Operując mapą w skali 1:150 000 dokładniejsza nawigacja była utrudniona. Celem wycieczki był największy w Hesji rezerwat Kühkopf-Knoblochsaue, częściowo położony na dużej wyspie rzecznej, będący siedliskiem licznych gatunków ptaków zamieszkujących obszary rzeczne i mokradła. 


Terenowo.


Żeglowny Ren.


Kosmiczna stacja monitorowania radiowego w Leeheim.


Już w rezerwacie. Od Renu oddziela mnie na razie gęsta ściana zarośli.


Brzegi rzeki porastają licznie okazałe topole i platany. 


Piaszczysty brzeg Renu.


Na polowaniu.


W drodze na pasmo Odenwald towarzyszył mi widok szczytu Melibokus.


Bergstraße do Darmstadt. Jest jeszcze upalnie i słonecznie. 


Po pierwszej ulewie pod wiaduktem na przedmieściach Darmstadt. 


Dane wyjazdu:
101.74 km 27.30 km teren
05:14 h 19.44 km/h:
Maks. pr.:38.10 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:368 m
Kalorie: 1919 kcal

Dwie pętle od Darmstadt po Rüsselsheim

Niedziela, 21 kwietnia 2019 · dodano: 17.12.2019 | Komentarze 0

Zaległy wpis 21.04.2019.


A5 Darmstadt- Frankfurt. Codziennie dojeżdżam tą trasą do pracy w aglomeracji. 


Okoliczne lasy obfitują w spróchniałe drzewa, będące siedliskiem rzadkich owadów, jak jelonek rogacz. 


Lekcja biologii w lesie.


Backhausteich- niewielki staw leśny, nad którym znajduje się XVI- wieczny pałac myśliwski Kranichstein. 


Haus der Geschichte (Dom Historii) w Darmstadt. Baner informuje o trwającej od połowy marca do początku maja wystawie "Lebenspfade" ("Ścieżki życia") poświęconej polskim śladom w regionie Rhein Main. 


Budynek Landesmuseum.


Położony w centrum Darmstadt Herrngarten jest najstarszym i największym parkiem miasta. Powstał w XVI wieku z połączenia trzech mniejszych parków. 


Główna siedziba Merck w Darmstadt- firmy farmaceutycznej uchodzącej za najstarsze na świecie funkcjonujące przedsiębiorstwo tej branży (zapoczątkowane w 1668 roku założeniem apteki).


Strumień Hegbach na odcinku w lesie Koberstadt chroniony w ramach NSG "Hegbachaue bei Messel".


Żaba jeziorkowa w okolicy strumienia Hegbach (rezerwat "Hegbachaue bei Messel"). 


Alpha- Hochhaus w Langen, wybudowany w poprzednim ustroju z założeniem, że będzie częścią dużego blokowiska (które ostatecznie jednak nie powstało). Mając 87 m. wysokości i 27 pięter był jednym z najwyższych bloków mieszkalnych w Niemczech w tamtych czasach. 


Rezerwat Wüster Forst.


Bernikla kanadyjska i gęsi gęgawy pod Rüsselsheim.


Rüsselsheim am Main.

Dane wyjazdu:
51.96 km 12.10 km teren
02:48 h 18.56 km/h:
Maks. pr.:47.87 km/h
Temperatura:32.0
HR max:167 ( 87%)
HR avg:125 ( 65%)
Przewyższenie:413 m
Kalorie: 1355 kcal

Wzgórza Trzebnickie

Sobota, 21 lipca 2018 · dodano: 30.12.2023 | Komentarze 0



Okolice Borowej.


Bielik krążący bardzo wysoko nad okolicą.


Pola w Bierzycach.




Rezerwat w Skarszynie. Przejechałem jego skrajem nad potokiem do Boleścina.


Dłuższy, prosty odcinek terenowy w Głuchowie Górnym.


Okolice Trzebnicy.


Czerwonym szlakiem w Taczowie Małym, gdzie ostatecznie przegrałem z pokrzywami i zawróciłem w poszukiwaniu objazdu.


Steinweg.



Dane wyjazdu:
119.67 km 0.00 km teren
06:01 h 19.89 km/h:
Maks. pr.:40.12 km/h
Temperatura:32.0
HR max:170 ( 89%)
HR avg:117 ( 61%)
Przewyższenie:527 m
Kalorie: 2581 kcal

Milicz- rowerowa stolica Dolnego Śląska

Poniedziałek, 9 lipca 2018 · dodano: 27.12.2018 | Komentarze 0

Zaległy wpis: 09.07.2018.


Okolice Jaksonowic.




Rusałka żałobnik (Nymphalis antiopa), Grabowno Wielkie.


Skrzyżowanie szlaków.


W Olszówce.




Staw w Brzostowie.


Kościół rzymskokatolicki pw. św. Andrzeja Boboli w Miliczu.


Półtorakilometrowy odcinek kamiennej drogi (Steinweg) z Łuczyny do Mękarzowic.


Kaplica grobowa Puttkamerów z końca XIX w. w Siekierowicach.


Polną drogą do Dobrej.


Ostatni podjazd na trasie, czyli wiadukt z asfaltową drogą nad S8. 

Dane wyjazdu:
116.57 km 6.40 km teren
05:53 h 19.81 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:473 m
Kalorie: 2249 kcal

Caputh i Werder nad Hawelą

Poniedziałek, 21 maja 2018 · dodano: 27.05.2020 | Komentarze 0

Zaległy wpis z 21.05.2018.

Z powodu stacjonarnego przecięcia opony (doraźnie ją skleiłem), zmuszony byłem też do wymiany dętki. Jeszcze w tym tygodniu zakupię nową gumę, tymczasem ta musi przetrwać kolejną weekendową setkę. Wyraźne wybrzuszenie z boku działało na wyobraźnię i budziło pewne obawy, jednak nie powiększyło się. Z oponą muszę poczekać, za to już dziś mam okazję nabyć dętkę- trasa nad jeziora zahacza w tym celu o Michendorf, gdzie znaduje się jeden dętkomat.

Najpierw odwiedziłem planowane już od jakiegoś czasu piaszczyste wzgórza morenowe koło Saarmund, z najwyższymi wzniesieniami: Saarmunder Berg (97 m. n.p.m.) i Eichberg (95 m. n.p.m.). Wysokości bezwzględne może i nie powalają, ale względem okolicznych nizin pagórki te wystają na około 80 m., co w skali nizinnej Brandenburgii zasługuje na uwagę. Pobliskie trawiaste lotnisko służy niedużym samolotom o wadze do 2 ton, a z szerokich pasów równej trawy korzystają także modelarze rc. Okolicę odwiedzają również nieproszeni goście. Moreny usiane są licznymi śladami opon motocyklowych: także tu w Niemczech ta plaga zakłócając spokój, demoluje jednocześnie obiekty przyrodnicze, nierzadko chronione w rezerwatach przyrody (miałem już styczność z motorowcem szarżującym po obszarze rezerwatu Forst Zinna-Jüterbog-Keilberg).















Zdjęcie dnia to Hawela koło Caputh.


Saarmund.


Motorowcy w regionie nie odpuszczają nawet takim wzniesieniom (Eichberg).


Okolice Saarmunder Berg, kurs na Michendorf.



Stacja transformatorowa w okolicy Saarmunder Berg.


Za 8 euro mam nową dętkę. 


Werder nad Hawelą.


Neogotycki kościół Św. Ducha (Heilig-Geist-Kirche) w Werder (Havel).


Zabytkowy budynek elektrociepłowni z wieżą ciśnień w Beelitz Heilstätten, odrestaurowany ze środków unijnych przez powiat Potsdam-Mittelmark.



Wnętrze budynku byłej kotłowni na terenie Beelitz Heilstätten, czyli urbex po niemiecku.


Zakwit glonów, Riebener See.


Dane wyjazdu:
166.70 km 15.30 km teren
08:48 h 18.94 km/h:
Maks. pr.:37.20 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:190 m
Kalorie: 3103 kcal

Berlin: w centrum stolicy Niemiec

Niedziela, 13 maja 2018 · dodano: 23.02.2020 | Komentarze 0

Mocno zaległy wpis z 13.05.2018.

Najdłuższa niemiecka wycieczka to wizyta w stolicy Niemiec. Wiele miesięcy mieszkałem w cieniu metropolii, aż wreszcie postanowiłem się do niej wybrać. Jest to de facto pierwsza stolica jakiegokolwiek państwa odwiedzona przeze mnie rowerem, jak i największe miasto poznane z perspektywy "dwóch kółek" (3.7 mln mieszkańców). Poruszanie się po Berlinie ułatwiało urządzenie GPS zapisujące i aktualizujące na bieżąco przemierzaną trasę.

Przedpołudniowy dojazd do ścisłego centrum rozległymi przedmieściami dłużył się. Z racji organizowanego akurat w tym dniu wyścigu kolarskiego Velothon Berlin musiałem się też liczyć z utrudnieniami, parokrotnie poszukując objazdów. Nie mogłem o wyścigu wiedzieć, jako że w trakcie kilkumiesięcznego pobytu w Niemczech nie korzystam z Internetu (to dobra okazja na technologiczny detoks), a w radiu słucham jedynie pogody. Samą imprezę kolarską razem z policją zabezpieczali głównie.. czarnoskórzy imigranci. 

Pierwszy dłuższy postój połączony z posiłkiem miał miejsce w Tiergarden- największym parku miejskim w sercu miasta.
Słońce już paliło, a w centrum dalsze utrudnienia związane z wyścigiem.
Przejazd ulicami Unter den Linden i Schlossplatz pod Alexanderplatz przeplatający się ze zwiedzaniem najbardziej znanych obiektów miasta: Reichstagu, Bramy Brandenburskiej, Berliner Fernsehturm oraz Katedry. Centrum opuściłem Leipziger Strasse.

Trzeba przyznać, że po Berlinie jednośladem jeździło się bardzo przyjemnie. Jest sporo przeznaczonych tylko dla rowerzystów dróg, można tez korzystać z pasów zarezerwowanych dla autobusów. Miasto w centrum nie przytłacza, brakuje tu wysokościowców, a zabudowa, rozległe place i parki dają poczucie przestrzeni.

Do końca aktywności pracowałem na wynik, czego efektem były dodatkowe terenowe pętle nad Blankensee i Dobbrikow. Podjazd do Glau nieudany ze względu na zbyt piaszczyste podłoże.

Późnym popołudniem zaglądnąłem jeszcze nad Riebener See. Każdy wizyta w rezerwacie nad tym jeziorem to ciekawe spotkania ze światem przyrody i żywa lekcja biologii: wiele różnych chronionych gatunków fauny i flory obrało te tereny za swoje siedlisko.

Berlin pozytywnie mnie zaskoczył, obawy co do poruszania się po tak dużym mieście były bezzasadne. Na pewno jeszcze go odwiedzę, mam zaplanowaną trasę wzdłuż Haweli do Olympiastadion. 

Zakres temperatur: od 16 °C rankiem do 34 °C w najgorętszej porze dnia.



Z PRO na Berlin. 


Śluza Kleinmachnow na kanale Teltow, łączącym Sprewę z Hawelą. 



Dziesiątki imigrantów spoza Europy zabezpieczało dzisiaj wyścig kolarski Velothon Berlin. 


Witamy w Berlinie :-)



Reichstag.


Tego zabytku chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. 



Sprewa i jej kanały w centrum miasta.


Katedra Berlińska. Pomimo gorąca tłumy wypoczywają na miejskich trawnikach lub spacerują. 


Dwie wieże: Kościoła Mariackiego i telewizyjna. Berliner Fernsehturm o wysokości 368 m. jest najwyższym budynkiem Niemiec. 


Droga z kamienia polnego to katorga dla roweru bez amortyzacji. Otaczająca sceneria łagodzi te niedogodności. 


Riebener See- tu zawsze jest coś ciekawego do zobaczenia. 


Ważka czteroplama.


Wśród ryb najczęściej można tu spotkać widoczne na zdjęciu wzdręgi i okonie.


Protestanci są bardzo tolerancyjni, nie przeszkadzają im nawet bocianie gniazda na kościołach. 



Dane wyjazdu:
154.42 km 24.70 km teren
08:04 h 19.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg:126 ( 63%)
Przewyższenie:1667 m
Kalorie: 3921 kcal

Magurska Odznaka Terenowa dzień 2, pierwszy orlik krzykliwy

Piątek, 1 września 2017 · dodano: 03.03.2018 | Komentarze 2




Czas wycieczki: 8 g 4 m 31 s

Zwiedzone obiekty:

5. Nieznajowa
6. "Świerżowa Ruska"
7. Wątkowa 846 m. n.p.m.
8. Diabli Kamień
9. Wodospad Magurski


Wyjazd z kwatery po godzinie 8.

Rankiem na całą dolinę, gdzie niegdyś zlokalizowana była wieś Nieznajowa, darł się żebrzący o pokarm młody Orlik krzykliwy. Jest to mój pierwszy zaobserwowany osobnik tego niepospolitego gatunku ptaka drapieżnego. 

Po zdobyciu 9 pieczątek po odznakę udać się trzeba było do Ośrodka MPN w Krempnej. Z pstrąga w Foluszu ze względu na czas musiałem zrezygnować: skoro powrót wypada już dzisiaj, każda godzina ma znaczenie.

Najkrótszą, ale też cięższą trasą był ponowny podjazd na Magurę pod Polanę Świerzowską. Dam radę, myślę, i ruszam pod górę. Na trasie krótki postój w pobliżu leśnej kapliczki, gdzie w potoku można było się schłodzić. 

Tuż przed Polaną Świerzowską łapię zasięg w telefonie i dostaję wiadomość, że jutro padać jednak nie będzie, dla mnie jest już jednak za późno, aby zmienić plany. 

Miał być pstrąg w Foluszu, był w Świątkowej Wielkiej. 

Słońce przygrzewa, a ja wbrew logice ubrany dzisiaj na czarno, oczywiście bez kasku. Jakoś w gorące dni dobrze mi się kręci dalsze dystanse. 

 Otrzymanie odznaki wiązało się z opłatą 10 złotych, a jak wygadał się w rozmowie pracownik parku, koszt jej wytworzenia to około 8 zł, więc specjalnie na tym nie zarabiają. 

Powrót do Dębicy w okolicach godziny 20. Łańcuch smarowałem czerwonym FL tylko przed wyjazdem z Dębicy.

Trochę statystyk. Magurska Odznaka Terenowa zdobyta w ciągu dwóch dni. Jest to 50-ta zdobyta odznaka zdobyta w tym roku, a 77 od czasu jej powołania w lipcu 2016 roku, przy tym jestem pierwszym turystą z Dębicy i okolic któremu się to udało, i pewnie jednym z nielicznych, którzy dokonali tego na rowerze. Odznaka cieszy tym bardziej, że jej zdobycie kosztowało mnie wiele trudu i poświęceń :)

Podsumowując wycieczka jak najbardziej udana- dopisała pogoda, kondycja i sprzęt. Podczas tych dwóch dni udało się wykręcić 302.79 km w czasie 15 g 59 m 10 s z 3.514 m przewyższenia. Maksymalnym wzniesieniem na trasie była góra Wątkowa (846 m. n.p.m.). Dużą zasługę w tym mają nowe spodenki Contour z wkładką DrPad, dzięki którym po zrobieniu takiego dystansu nie mam żadnych odparzeń (co przytrafiało się na dłuższych dystansach w tańszych spodenkach), a po kilkunastu godzinach w siodle czuję po prostu zmęczenie. Wyjazd w nieco eksperymentalnym składzie, bo na Spiderze o nowej geometrii jeszcze dalej nie jeździłem, a i w spodenkach z wkładką żelową wybrałem się po raz pierwszy. 



Zdj. W drodze do Nieznajowej. 


Zdj. Nieznajowa o poranku.


Zdj. Orlik krzykliwy, Nieznajowa.


Młoda Ropucha zielona, Świerzowa Ruska.


Szlak rowerowy przez Świerzową Ruską. 


Zdj. Nie ma zmiłuj :) Po ciężkim podjeździe przyszło mi zjechać zielonym szlakiem po telewizorach.


Zdj. Rusałka admirał.


Zdj. Dystans po dwóch dniach podróży.



Zdj. Pieczątki potwierdzające zwiedzane obiekty.


Zdj. Przyznana Magurska Odznaka Terenowa. 


Dane wyjazdu:
200.70 km 14.10 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie: m
Kalorie: kcal

Śladami cerkwii i cmentarzy wojennych- okolice Magury Wątkowskiej i Magurski Park Narodowy

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 3

14 lipca 2011 wyruszam w solowy wyjazd w Beskid Niski, a dokładniej na tereny Magury Wątkowskiej. Po cichu liczę na przekroczenie dystansu 200 km jednocześnie przy jakimś sensownym przewyższeniu. Mam cały długi dzień na wycieczkę.
Wyjazd z osiedla o 05:11, zarzuciłem kapotę z długim rękawkiem i założyłem wypadowe rękawiczki- termometr za oknem wskazywał około 13C. Dodatkowo chłodna noc po gorącym dniu sprawiła, że region pokryty został gęstą mgłą. Na plecach kilkukilogramowy plecak z mapą, podstawowymi narzędziami, energią itd.

Most na Wisłoce w Dębicy, widok w kierunku miasta:


Wisłoka o poranku:


W Grabinach spoglądam w kierunku Dębicy- miasto zniknęło pod kożuchem mgły, wystawał nieco ponad nią jedynie komin firmy oponiarskiej. Tempem umiarkowanym, kadencyjnie, przejeżdżam ulicami Staszica i 1 maja. W Straszęcinie skręcam przed kościołem na drogę lokalną, dalej przez Grabiny- ruch znikomy.
Słońce nie może się przebić przez gęstą mgłę, chociaż wznosi się coraz wyżej na horyzoncie. W Pilźnie mam nadzieję na wypogodzenie, ale chwilowe przebłyski słońca kończą się na trasie Pilzno-Brzostek. Na kolanach zauważam biały nalot, rower również jest mokry- efekt jazdy przez mgłę.
Jadąc trasą Pilzno-Brzostek słońce znika i znowu jest chłodniej i ciemniej, dodatkowo lekko nawiewa mgłę z górek w kierunku Doliny Wisłoki.
Po około półtorej godziny jestem w Brzostku. Tutaj przed rynkiem skręcam na drogę wiodącą przez most do Brzysk. Robiąc zdjęcia zauważam pajęczynkę:



Trasa płasko wije się lewym skrajem Pogórza Ciężkowickiego. Nadal wokół towarzyszy mi mgła. Do Jasła docieram około 07:30 (park w centrum). Jako że planowałem dotrzeć tutaj na 8, czekam na ławce w parku przeglądając mapę.
W Jaśle słońce ostatecznie wygrywa z mgłą- zaczyna przygrzewać i robi się coraz cieplej.
Obieram kierunek południowy-zachód jadąc ulicą 3 maja i skręcam w Niegłowicką skąd już na południe zmierzam do Dębowca.
Przejeżdżam przez tę niedużą miejscowość zmierzając w obranym kierunku. Na rozstaju dróg pierwszy cmentarz wojenny, jadę na prawo. Szybki zjazd z górki i oczom moim powoli ukazuje się pasmo Magury Wątkowskiej- punktu docelowego wycieczki.



Teren powoli się podnosi, niezbyt wymagającym podjazdem przez las przemierzam kolejne setki metrów docierając do miejscowości Cieklin. Postanowiłem, że do południa pozwiedzam wybrane cerkwie i cmentarze, a gdy słońce zacznie konkretnie grzać, schowam się w lasach magurskich i będe kontynuować wycieczkę pod osłoną drzew. Zrezygnowałem z kasku przez co słońce da mi potem popalić.
Przed Cieklinem skręcam za znakiem w lewo na polną drogę wiodącą do cmentarza wojennego nr 12 Cieklin-Dobrynia (wytyczono tu czarny szlak po cmentarzach wojennych). Droga z lekka błotnista, musiało tu wczoraj padać. Wolę się nie zastanawiać nad tym, jaki teren zastanę na Magurze.



Zawracam na szosę, do Cieklina 1,5 km. W centrum miejscowości na skrzyżowaniu dróg skręcam w prawo by po chwili znów wjechać w polną drogę wiodącą szlakiem czarnym do kolejnego cmentarza nr 14. Wcześniej zjeżdżając ze wzgórza zauważam Cieklinkę- górę o wysokości 509 m n.p.m.



Sam cmentarz zlokalizowany jest pod sosnami na skraju lasu. Koło kaplicy znajduje się kilkadziesiąt charakterystycznych grobów.



Zawracam, jadąc teraz tą samą drogą pod górę i mijając okoliczne zabudowania. Zwraca uwagę Muzeum Narciarstwa, miejscowy kościół.



Na kolejnym wzniesieniu nie zauważam zbiorowej mogiły cmentarza nr 13. Zawracam i szosą kieruję się w stronę drogi 993.
Na drodze 993 zauważam starszego kolarza-turyste rowerowego. Dowiaduje się, że zmierza on wschodnią częścią Polski do Gdańska. Szacun!
Skręcam w lewo na gruntówkę, aby zobaczyć ostatni cmentarz wojenny nr 11 Wola Cieklińska. Jest najciekawszy architektonicznie z wszystkich tych, które dzisiaj zobaczyłem na trasie.



Powrót na szose i w regionie Cieklina mam zamiar jeszcze odnaleźć cerkwisko w Woli Ocieckiej. Miejscowy sam zaoferował mi pomoc w zlokalizowaniu obszaru, na którym kiedyś znajdowała się cerkiew. Jego informacje potwierdziły to, co odczytałem na mapie. Droga do cerkwiska to krótki gruntowy odcinek z średniogłęboką kałużą w połowie drogi uatrakcyjniającą jazdę ;)




Słońce już mocno grzeje, podjazd przełęczą w stronę Bednarki. Pot się leje konkretnie, woda z bidonów znika w zabójczym tempie. Docieram do jedynego obiektu który zlokalizowałem sobie jako warty odwiedzenia w tej miejscowości na trasie wycieczki, a jest to murowana cerkiew. Miałem to szczęście, że spotkałem miejscowego księdza z matką, który gdy dowiedział się że jestem z Dębicy i parafii z centrum miasta stwierdził, że zna się dobrze z proboszczem tej parafii. Poinformował mnie o losach tej cerkwii i niezbyt łaskawej dla obiektu historii. Na strychu, o czym poinformowała mnie tablica umieszczona przed bramą, chronione jest stanowisko zagrożonego nietoperza podkowca.
Sama synagoga jak wspomniałem murowana, w środku pięknie wykończony ikonostas, wrażenie robiły także malowidła na suficie. Budynek otoczony jest murkiem z żelaznym ogrodzeniem. Całość stoi na co dzień zamknięta, tylko w niedziele odbywa się tu msza dla niewielkiej ludności Bednarki. Fajnie więc, że trafiłem o odpowiedniej porze w to miejsce, bo zobaczyłbym jedynie cerkiew z zewnątrz.





Okrążając od północy Magurę zmierzam do kolejnej miejscowości- Rozdziele. Jazda po szosie to już patelnia. Z naprzeciwka mijam jakąś kolarkę, po chwili zasięgam informacji u rowerzysty co do położenia szybów naftowych. Określenie ich położenia na 2 km stąd przyjmuję sceptycznie, mapa mówi co innego. I rzeczywiście po około 200 metrach to co podjeżdżając zwróciło moją uwagę jako wystające metalowe konstrukcje okazało się owymi szybami naftowymi, jakie występują w tym roponośnym regionie. Wstęp obcym wzbroniony, ale ja nie czułem się obcy więc wstąpiłem ;)



Same szyby, których zlokalizowałem na wzgórzu kilka, to trójramienne konstrukcje z charakterystycznymi maszynami w kształcie młota wydobywającymi z wnętrza ziemi ropę.





Kręce się tu jeszcze chwile po czym zawracam do Rozdziele i na trasę w kierunku Wapiennego. Po lewej zauważam kolejną cerkiew- murowana, niestety zamknięta na cztery spusty. W pobliżu znajduje się tablica, identyczna jak ta w Bednarce, informująca o ochronie nietoperzy zamieszkujących strych cerkwi.







W Rozdziele mijam jeszcze drugą cerkiew-drewnianą i podjazdem dojeżdzam do Wapiennego. Wapienne to jak się okazało miejscowość uzdrowiskowa. Mają tutaj zniszczony podczas wojny i odbudowany ośrodek uzdrowiskowy oferujący m.in. kąpiele borowinowe. Ja jednak przejeżdżam dalej do Męciny Wielkiej, gdzie zobaczyć mam ostatnią cerkiew na trasie.



Cerkiew w Męcinie Wielkiej jest najokazalsza i najpiękniejsza z wszystkich tych, które dzisiaj widziałem.



Sama cerkiew drewniana, w środku pięknie wykończona. Wszelakie malowidła również na drewnie. Wokół okolona drewnianym charakterystycznym płotkiem ze spadzistym daszkiem. Zwraca uwagę okazała brama wejściowa połączona z dzwonnicą.



Woda w bidonach się kończy, w międzyczasie pytam miejscowych o najbliższy sklep w okolicy. Gdy już dojeżdżam okazuje się, że jest on zamknięty- przerwa obiadowa od 12 do 14. Wracam więc szybko zjazdem do Wapiennego i tam odnajduje sklep. Standardowa w tym regionie Wysowianka pomarańczowa z lodówki gasi nawet największe pragnienie :) Do tego 1.5 l Muszynianki i powrót na trasę na nieodległy szlak zielony, którym mam zamiar wjechać na Magurę.
Jak się okazuje podjazd pod tą górę to sprawa niełatwa. Na start po deszczach zielonym szlakiem płynął niewielki strumyk :D



W większości podjeżdżam, chwilami muszę jednak podprowadzać z racji trudnego terenu. Dalej jeszcze błoto i podłoże staje się już stabilniejsze. Pojawia się za to wiekszy problem: szlak staje się coraz bardziej stromy i podjazd przestaje być możliwy. Przez kilkaset metrów wtaczam się z moim slamandrem pod górę. Pot leje się niemiłosiernie. Krzaczory nie ułatwiają zadania. Stwierdzam że to nie ma sensu, szlak zielony w tym miescu to dość strome podejście i wchodzenie na niego z 15 kg rowerem i plecakiem mija się z celem. Odpuszczam, wybrałem niezbyt dobre podejście przy takim obciążeniu.



Godząc się z tym, że nie przejadę dzisiaj po grzbiecie magury wracam na trasę wycieczki kierując się na Folusz przez Rozdziele i Bednarkę. Dużo podjazdów asfaltowych, gorąco, ja bez kasku, woda znowu ucieka z bidonów w zabójczym tempie.
Po kilometrach jazdy asfaltem w upale docieram wreszcie do skrętu na Folusz. W tle magura, u której podnóża leży miejscowość. Przyjemny zjazd w dół. Sama miejscowość wciśnięta między zbocza gór, w dolinie płynie potok Kłopotnica.
Najpierw w dogodnym miejscu zatrzymuje się nad potokiem, robiąc zdjęcia i chroniąc się przed upałem. Uzupełniam braki energii z plecaka.



Droga wiedzie chwilowo asfaltem, potem już szutrem. Od czasu do czasu mijam pieszych turystów. Przed skrzyżowaniem szlaków przejeżdżam bród leśny mocząc sobie buty.



Obieram droge szlakiem czarnym na diabli kamień. Po początkowo krótkim podjeździe droga wiedzie płasko po zboczu.



Przejeżdżam kilkaset metrów i zauważam pierwsze skałki przy szlaku.





Potem szlak skręca w prawo w górę i cześciowo musze podprowadzać rower. Na samej górze zauważam rozległe pasmo skałek. To tam znajduje się najsłyniejsza skała w okolicy: Diabli Kamień. Nie podchodziłem już na szczyt tylko zjechałem czarnym szlakiem do brodu. Tutaj postój, woda w potoku była bardzo czysta i przejrzysta, przyjemnie było w niej ochłodzić stopy ;) W międzyczasie na rękawiczki przyleciał kolorowy motyl, jak sprawdziłem potem w googlach był to mieniak tęczowiec. Coś tam spijał z moich rekawiczek, prawdopodobnie sól wytracaną z potem w materiał. Udało mi się pstryknąć zbliżenie:



Nie chciało mi się z powrotem zakładać spd po tej ochłodzie :D Trzeba jednak zjeść obiad, a w Foluszu serwują słynnego pstrąga, więc ogarniam się i szlakiem zielonym wracam do miejscowości.



Zajeżdżam do zauważonej wcześniej samażalni, obok łowisko w którym pływają sobie niczego nie świadome rybki. Łowisko zasilane wodą z potoku, mam więc gwarancję że mięsto śmierdzieć nie będzie.



Sił przybyło, wyjeżdżam z Foluszu szlakiem zielonym, po drodze mijam szyby naftowe, pomalowane i czynne.



Na trasie mam jeszcze do zobaczenia Wodospad Magurski. Szlak zielony nakazuje skręcić w prawo w las. Ja niepotrzebnie chciałem jechać do głownej przez co nawracałem. Później na parkingu pod lasem zauważam samochód RDE, który również przyjechał w to miejsce. To drugi dębicki akcent na trasie w okolicach magury.
Podjazd dość sprawnie pokonuje, omijając kamienie, przejeżdżając po błotnistych odcinkach.
Sam wodospad spływa z progu skalnego, spodziewałem się czegoś większego;) Ilość wody, która spływała ze skał była niska. Wodospad płynał bardziej ciurkiem niż kaskadą.



Rodzinka z debickiego również tu dotarła porobić sobie zdjęcia. Chile tu jeszcze zabawiam i salamandrem zjeżdżam w dół.



W Foluszu w sklepie zakupuje 2x Wysowianke pomarańczową i ruszam podjazdem w trasę. Ostatnie spojrzenie na magury:



Od głównej szosy teren coraz bardziej opada w dół. Przyjemny wiaterek chłodzi przy prędkości :) Po lewej panoramy. Podjazdy, które do południa mozolnie zdobywałem teraz zamieniły się w przyjemne zjazdy.
Wracając bardziej kręce blatem niż kadencyjnie. Przed Jasłem biorę kolejną Wysowiankę, szybki przejazd przez centrum miasta i główną do Kołaczyc.
Przeprawa przez Wisłokę i w dolinie płasko do Brzostka. Uzupełniam energię, szukam także sklepu, tankuje jednak dopiero w Jaworzu 1 małą Piwniczankę.
Dobrym tempem przemierzam trasę do Pilzna, potem przez Chotową-Grabiny do Dębicy. Jakieś nastolatki chciały się jeszcze ze mną ścigać w Grabinach musiałem więc chwile pocisnąć na maksa aby ich zgubić.
Przejazd 3 maja-Krakowską na osiedle. Wycieczka udana bez większych problemów :) Turystyka w Beskidzie Niskim tym samym rozpoczęta.