Info

avatar Jestem MateM z miasta Dębica/ Darmstadt (Hesja). Od 2008 roku na rowerze przejechałem: 103627.17 w tym 14628.70 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.05 km/h
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Mapa przejechanych dróg- aktualizacja 2022








button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 120 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 143 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 206.7 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 124.6 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 173 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 154 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 135 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 141 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 99 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 138 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 164 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 201 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 166 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 148 km button stats bikestats.pl Najdłuższa wycieczka: 104 km

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy MateM.bikestats.pl

Archiwum bloga

skype downloadLicznik wizyt na stronę
Flag Counter
Wpisy archiwalne w kategorii

Z plecakiem

Dystans całkowity:3778.24 km (w terenie 428.78 km; 11.35%)
Czas w ruchu:125:53
Średnia prędkość:20.39 km/h
Maksymalna prędkość:63.46 km/h
Suma podjazdów:29577 m
Maks. tętno maksymalne:179 (95 %)
Maks. tętno średnie:148 (77 %)
Suma kalorii:66057 kcal
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:104.95 km i 5h 28m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
145.30 km 34.10 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:1490 m
Kalorie: kcal

Nightrider pod Liwocz oraz Pasmo Brzanki i Liwocza

Piątek, 19 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 3

Powtórka planowanej trasy z 6 VIII br kiedy to planowałem przejechać całym pasmem Brzanki i Liwocza. W miniony weekend z racji niesprzyjających warunków pogodowych wyjazd ten nie doszedł do skutku. Według meteorogramów w nocy z piątku na sobotę znowu miało popadać, a że wcześniej w tygodniu było w miarę ciepło zrobiłem sobie wolny piątek i pozostało tylko zaplanować przebieg trasy, spakować się i ruszać. Strój mieszany czyli spodenki BPT i czarna koszulka, do tego nogawki i koszulka z długim rękawkiem.
Wycieczkę postanowiłem połączyć z nightriderem pod Liwocz. Wyjechałem więc w nocy, choć później niż planowałem, bo o 2.30. Coś mi mówiło że mogę nie zdążyć przed wschodem słońca na Liwocz jadąc rekreacyjnie przez Chotową więc dobrym tempem pojechałem Krótką-Krakowską-e-40 do Pilzna, gdzie byłem już po niecałej pół godzinie.
Raczej nie bywam w Pilźnie nocą, postanowiłem więc zrobić małą sesję centrum miasta. Architektura to ten element otoczenia, który wychodzi na zdjęciach dobrze bez względu na porę dnia czy nocy. Bez statywu, ale udało się uzyskać w miarę ostre zdjęcia.









Po krótkim pobycie w Pilźnie zawracam na trasę do Jasła. Ruch na drogach wahadłowy. Chwilami pełna ciemność którą rozświetla jedynie moja przednia lamka, to znowu kolumny złożone z kilku pojazdów.
Docieram do Brzostka, który o tej porze jest jedynie miasteczkiem przejeżdżających przez przelotowe centrum pojazdów, nic więcej. Nie ma tu życia nocnego skupiającego się pod parasolami w ogródkach na rynku. Robię zdjęcia kościoła i ul.Stromą kieruję się na most na Wisłoce.



Nade mną wisi częściowo zasłonięty księżyc dzięki czemu latarką świecę tylko na odcinkach pod lasem, gdzie jest ciemno. Na płaskiej otwartej przestrzeni jezdnia jest widoczna i można się obyć bez oświetlenia. Nie wiem na ile wystarczy mi baterii.
Na odcinku od Brzostka pod Liwocz zrobiło się chłodniej. Wcześniej ciepłe powietrze powodowało, że miałem ochotę zdjąć koszulke z rękawkiem, teraz mgła zalegająca w dolinie Wisłoki powodowała że zrobiło się zimno.
Podjeżdżając w kierunku Brzysk po lewej nad wzgórzami jaśnieje łuna zapowiadająca brzask a w konsekwencji świt, który mam zamiar zobaczyć z tarasu widokowego na Liwoczu. Po cichu liczę także na Tatry, choć do tych a raczej do pogody aby je zobaczyć trzeba mieć szczęście.



Na Liwocz pod kaplicą wyjeżdżam o 5.20, przypinam rower do ławki i z plecakiem udaje się na górę. Na tarasie jestem o 5.24 (o tej porze miało wzejść słońce także zdażyłem idealnie) jednak czekałem jeszcze długą chwilę zanim przebiło się przez chmury nad horyzontem.



Panoramy Pogórza i Beskidu prezentowały się inaczej niż zwykle, kiedy to w pełnym słońcu obserwowałem odległe wzgórza i góry. Teraz w dolinach zalegała gęsta mgła a powoli wznoszące się słońce delikatnie oświetlało wzniesienia.













Około 6:20 zjeżdżam z Liwocza żółtym szlakiem w kierunku Małego Liwocza, wcześniej podjeżdżając na Kamińska. Dzień powoli wstaje.



Mały Liwocz (483 m n.p.m.) to ostatnie wzniesienie w dość krótkim jednocześnie cechującym się dużymi spadkami i wzrostami wysokości Paśmie Liwocza. Stąd szlak żółty prowadzi w dół po zboczu drogą z koleinami w kierunku zachodnim. U jego podnoża tenże szlak wychodzi na krótko z lasu, prowadząc turystę polną drogą. Po lewej dają się zauważyć pierwsze od chwili kiedy podjeżdżałem zboczem Liwocza, zabudowania. W tle panorama Beskidu.



Szlak przecina asfaltową drogę z Czermnej do Dębowej i zaczyna biegnąć drogą pod ścianą lasu, wyjeżdżoną przez wozy (koleiny zarośnięte trawą). Tydzień temu mijałem się tutaj z koniem wiozącym wóz wyładowany sianem.
Szlak skręca w prawo i podjeżdżam na krótkim odcinku niewielkim wąwozem.
Las mnie otaczający to jak do tej pory buczyna, trafiają się też iglaki.
Kilka trudnych odcinków, które stanowią wyjeżdżone głębokie koleiny wypełnione wodą. Przeważnie daje się je ominąć.
Wyjeżdzam z lasu na drogę asfaltową w miejscu, z którego ostatnim razem postanowiłem wracać. Jest to przysiółek wsi Dębowa- Sybir.
Tutaj szlak skręca w lewo i biegnie lekko pod górę wspomnianą drogą. Po drodze mijam nieliczne zabudowania, asfalt zresztą po kilkuset metrach kończy się i wjeżdżam na polną, piaszczystą drogę.



Szlak znów biegnie pod górę, skręca w lewo i docieram do Rysowanego Kamienia (427 m n.p.m.)



Teren do Wisowej jest mi znany z ostatniego przejazdu: błoto, koleiny znajdują się w tych samych miejscach i jakby nigdy nie traciły na wilgotności. Zjazdy o trudniejszej nawierzchni przy znacznej redukcji prędkości. Po drodze zatrzymuje się kilkakrotnie na chwile aby zrobić zdjęcia mijanego otoczenia.





Dane wyjazdu:
200.70 km 14.10 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie: m
Kalorie: kcal

Śladami cerkwii i cmentarzy wojennych- okolice Magury Wątkowskiej i Magurski Park Narodowy

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 3

14 lipca 2011 wyruszam w solowy wyjazd w Beskid Niski, a dokładniej na tereny Magury Wątkowskiej. Po cichu liczę na przekroczenie dystansu 200 km jednocześnie przy jakimś sensownym przewyższeniu. Mam cały długi dzień na wycieczkę.
Wyjazd z osiedla o 05:11, zarzuciłem kapotę z długim rękawkiem i założyłem wypadowe rękawiczki- termometr za oknem wskazywał około 13C. Dodatkowo chłodna noc po gorącym dniu sprawiła, że region pokryty został gęstą mgłą. Na plecach kilkukilogramowy plecak z mapą, podstawowymi narzędziami, energią itd.

Most na Wisłoce w Dębicy, widok w kierunku miasta:


Wisłoka o poranku:


W Grabinach spoglądam w kierunku Dębicy- miasto zniknęło pod kożuchem mgły, wystawał nieco ponad nią jedynie komin firmy oponiarskiej. Tempem umiarkowanym, kadencyjnie, przejeżdżam ulicami Staszica i 1 maja. W Straszęcinie skręcam przed kościołem na drogę lokalną, dalej przez Grabiny- ruch znikomy.
Słońce nie może się przebić przez gęstą mgłę, chociaż wznosi się coraz wyżej na horyzoncie. W Pilźnie mam nadzieję na wypogodzenie, ale chwilowe przebłyski słońca kończą się na trasie Pilzno-Brzostek. Na kolanach zauważam biały nalot, rower również jest mokry- efekt jazdy przez mgłę.
Jadąc trasą Pilzno-Brzostek słońce znika i znowu jest chłodniej i ciemniej, dodatkowo lekko nawiewa mgłę z górek w kierunku Doliny Wisłoki.
Po około półtorej godziny jestem w Brzostku. Tutaj przed rynkiem skręcam na drogę wiodącą przez most do Brzysk. Robiąc zdjęcia zauważam pajęczynkę:



Trasa płasko wije się lewym skrajem Pogórza Ciężkowickiego. Nadal wokół towarzyszy mi mgła. Do Jasła docieram około 07:30 (park w centrum). Jako że planowałem dotrzeć tutaj na 8, czekam na ławce w parku przeglądając mapę.
W Jaśle słońce ostatecznie wygrywa z mgłą- zaczyna przygrzewać i robi się coraz cieplej.
Obieram kierunek południowy-zachód jadąc ulicą 3 maja i skręcam w Niegłowicką skąd już na południe zmierzam do Dębowca.
Przejeżdżam przez tę niedużą miejscowość zmierzając w obranym kierunku. Na rozstaju dróg pierwszy cmentarz wojenny, jadę na prawo. Szybki zjazd z górki i oczom moim powoli ukazuje się pasmo Magury Wątkowskiej- punktu docelowego wycieczki.



Teren powoli się podnosi, niezbyt wymagającym podjazdem przez las przemierzam kolejne setki metrów docierając do miejscowości Cieklin. Postanowiłem, że do południa pozwiedzam wybrane cerkwie i cmentarze, a gdy słońce zacznie konkretnie grzać, schowam się w lasach magurskich i będe kontynuować wycieczkę pod osłoną drzew. Zrezygnowałem z kasku przez co słońce da mi potem popalić.
Przed Cieklinem skręcam za znakiem w lewo na polną drogę wiodącą do cmentarza wojennego nr 12 Cieklin-Dobrynia (wytyczono tu czarny szlak po cmentarzach wojennych). Droga z lekka błotnista, musiało tu wczoraj padać. Wolę się nie zastanawiać nad tym, jaki teren zastanę na Magurze.



Zawracam na szosę, do Cieklina 1,5 km. W centrum miejscowości na skrzyżowaniu dróg skręcam w prawo by po chwili znów wjechać w polną drogę wiodącą szlakiem czarnym do kolejnego cmentarza nr 14. Wcześniej zjeżdżając ze wzgórza zauważam Cieklinkę- górę o wysokości 509 m n.p.m.



Sam cmentarz zlokalizowany jest pod sosnami na skraju lasu. Koło kaplicy znajduje się kilkadziesiąt charakterystycznych grobów.



Zawracam, jadąc teraz tą samą drogą pod górę i mijając okoliczne zabudowania. Zwraca uwagę Muzeum Narciarstwa, miejscowy kościół.



Na kolejnym wzniesieniu nie zauważam zbiorowej mogiły cmentarza nr 13. Zawracam i szosą kieruję się w stronę drogi 993.
Na drodze 993 zauważam starszego kolarza-turyste rowerowego. Dowiaduje się, że zmierza on wschodnią częścią Polski do Gdańska. Szacun!
Skręcam w lewo na gruntówkę, aby zobaczyć ostatni cmentarz wojenny nr 11 Wola Cieklińska. Jest najciekawszy architektonicznie z wszystkich tych, które dzisiaj zobaczyłem na trasie.



Powrót na szose i w regionie Cieklina mam zamiar jeszcze odnaleźć cerkwisko w Woli Ocieckiej. Miejscowy sam zaoferował mi pomoc w zlokalizowaniu obszaru, na którym kiedyś znajdowała się cerkiew. Jego informacje potwierdziły to, co odczytałem na mapie. Droga do cerkwiska to krótki gruntowy odcinek z średniogłęboką kałużą w połowie drogi uatrakcyjniającą jazdę ;)




Słońce już mocno grzeje, podjazd przełęczą w stronę Bednarki. Pot się leje konkretnie, woda z bidonów znika w zabójczym tempie. Docieram do jedynego obiektu który zlokalizowałem sobie jako warty odwiedzenia w tej miejscowości na trasie wycieczki, a jest to murowana cerkiew. Miałem to szczęście, że spotkałem miejscowego księdza z matką, który gdy dowiedział się że jestem z Dębicy i parafii z centrum miasta stwierdził, że zna się dobrze z proboszczem tej parafii. Poinformował mnie o losach tej cerkwii i niezbyt łaskawej dla obiektu historii. Na strychu, o czym poinformowała mnie tablica umieszczona przed bramą, chronione jest stanowisko zagrożonego nietoperza podkowca.
Sama synagoga jak wspomniałem murowana, w środku pięknie wykończony ikonostas, wrażenie robiły także malowidła na suficie. Budynek otoczony jest murkiem z żelaznym ogrodzeniem. Całość stoi na co dzień zamknięta, tylko w niedziele odbywa się tu msza dla niewielkiej ludności Bednarki. Fajnie więc, że trafiłem o odpowiedniej porze w to miejsce, bo zobaczyłbym jedynie cerkiew z zewnątrz.





Okrążając od północy Magurę zmierzam do kolejnej miejscowości- Rozdziele. Jazda po szosie to już patelnia. Z naprzeciwka mijam jakąś kolarkę, po chwili zasięgam informacji u rowerzysty co do położenia szybów naftowych. Określenie ich położenia na 2 km stąd przyjmuję sceptycznie, mapa mówi co innego. I rzeczywiście po około 200 metrach to co podjeżdżając zwróciło moją uwagę jako wystające metalowe konstrukcje okazało się owymi szybami naftowymi, jakie występują w tym roponośnym regionie. Wstęp obcym wzbroniony, ale ja nie czułem się obcy więc wstąpiłem ;)



Same szyby, których zlokalizowałem na wzgórzu kilka, to trójramienne konstrukcje z charakterystycznymi maszynami w kształcie młota wydobywającymi z wnętrza ziemi ropę.





Kręce się tu jeszcze chwile po czym zawracam do Rozdziele i na trasę w kierunku Wapiennego. Po lewej zauważam kolejną cerkiew- murowana, niestety zamknięta na cztery spusty. W pobliżu znajduje się tablica, identyczna jak ta w Bednarce, informująca o ochronie nietoperzy zamieszkujących strych cerkwi.







W Rozdziele mijam jeszcze drugą cerkiew-drewnianą i podjazdem dojeżdzam do Wapiennego. Wapienne to jak się okazało miejscowość uzdrowiskowa. Mają tutaj zniszczony podczas wojny i odbudowany ośrodek uzdrowiskowy oferujący m.in. kąpiele borowinowe. Ja jednak przejeżdżam dalej do Męciny Wielkiej, gdzie zobaczyć mam ostatnią cerkiew na trasie.



Cerkiew w Męcinie Wielkiej jest najokazalsza i najpiękniejsza z wszystkich tych, które dzisiaj widziałem.



Sama cerkiew drewniana, w środku pięknie wykończona. Wszelakie malowidła również na drewnie. Wokół okolona drewnianym charakterystycznym płotkiem ze spadzistym daszkiem. Zwraca uwagę okazała brama wejściowa połączona z dzwonnicą.



Woda w bidonach się kończy, w międzyczasie pytam miejscowych o najbliższy sklep w okolicy. Gdy już dojeżdżam okazuje się, że jest on zamknięty- przerwa obiadowa od 12 do 14. Wracam więc szybko zjazdem do Wapiennego i tam odnajduje sklep. Standardowa w tym regionie Wysowianka pomarańczowa z lodówki gasi nawet największe pragnienie :) Do tego 1.5 l Muszynianki i powrót na trasę na nieodległy szlak zielony, którym mam zamiar wjechać na Magurę.
Jak się okazuje podjazd pod tą górę to sprawa niełatwa. Na start po deszczach zielonym szlakiem płynął niewielki strumyk :D



W większości podjeżdżam, chwilami muszę jednak podprowadzać z racji trudnego terenu. Dalej jeszcze błoto i podłoże staje się już stabilniejsze. Pojawia się za to wiekszy problem: szlak staje się coraz bardziej stromy i podjazd przestaje być możliwy. Przez kilkaset metrów wtaczam się z moim slamandrem pod górę. Pot leje się niemiłosiernie. Krzaczory nie ułatwiają zadania. Stwierdzam że to nie ma sensu, szlak zielony w tym miescu to dość strome podejście i wchodzenie na niego z 15 kg rowerem i plecakiem mija się z celem. Odpuszczam, wybrałem niezbyt dobre podejście przy takim obciążeniu.



Godząc się z tym, że nie przejadę dzisiaj po grzbiecie magury wracam na trasę wycieczki kierując się na Folusz przez Rozdziele i Bednarkę. Dużo podjazdów asfaltowych, gorąco, ja bez kasku, woda znowu ucieka z bidonów w zabójczym tempie.
Po kilometrach jazdy asfaltem w upale docieram wreszcie do skrętu na Folusz. W tle magura, u której podnóża leży miejscowość. Przyjemny zjazd w dół. Sama miejscowość wciśnięta między zbocza gór, w dolinie płynie potok Kłopotnica.
Najpierw w dogodnym miejscu zatrzymuje się nad potokiem, robiąc zdjęcia i chroniąc się przed upałem. Uzupełniam braki energii z plecaka.



Droga wiedzie chwilowo asfaltem, potem już szutrem. Od czasu do czasu mijam pieszych turystów. Przed skrzyżowaniem szlaków przejeżdżam bród leśny mocząc sobie buty.



Obieram droge szlakiem czarnym na diabli kamień. Po początkowo krótkim podjeździe droga wiedzie płasko po zboczu.



Przejeżdżam kilkaset metrów i zauważam pierwsze skałki przy szlaku.





Potem szlak skręca w prawo w górę i cześciowo musze podprowadzać rower. Na samej górze zauważam rozległe pasmo skałek. To tam znajduje się najsłyniejsza skała w okolicy: Diabli Kamień. Nie podchodziłem już na szczyt tylko zjechałem czarnym szlakiem do brodu. Tutaj postój, woda w potoku była bardzo czysta i przejrzysta, przyjemnie było w niej ochłodzić stopy ;) W międzyczasie na rękawiczki przyleciał kolorowy motyl, jak sprawdziłem potem w googlach był to mieniak tęczowiec. Coś tam spijał z moich rekawiczek, prawdopodobnie sól wytracaną z potem w materiał. Udało mi się pstryknąć zbliżenie:



Nie chciało mi się z powrotem zakładać spd po tej ochłodzie :D Trzeba jednak zjeść obiad, a w Foluszu serwują słynnego pstrąga, więc ogarniam się i szlakiem zielonym wracam do miejscowości.



Zajeżdżam do zauważonej wcześniej samażalni, obok łowisko w którym pływają sobie niczego nie świadome rybki. Łowisko zasilane wodą z potoku, mam więc gwarancję że mięsto śmierdzieć nie będzie.



Sił przybyło, wyjeżdżam z Foluszu szlakiem zielonym, po drodze mijam szyby naftowe, pomalowane i czynne.



Na trasie mam jeszcze do zobaczenia Wodospad Magurski. Szlak zielony nakazuje skręcić w prawo w las. Ja niepotrzebnie chciałem jechać do głownej przez co nawracałem. Później na parkingu pod lasem zauważam samochód RDE, który również przyjechał w to miejsce. To drugi dębicki akcent na trasie w okolicach magury.
Podjazd dość sprawnie pokonuje, omijając kamienie, przejeżdżając po błotnistych odcinkach.
Sam wodospad spływa z progu skalnego, spodziewałem się czegoś większego;) Ilość wody, która spływała ze skał była niska. Wodospad płynał bardziej ciurkiem niż kaskadą.



Rodzinka z debickiego również tu dotarła porobić sobie zdjęcia. Chile tu jeszcze zabawiam i salamandrem zjeżdżam w dół.



W Foluszu w sklepie zakupuje 2x Wysowianke pomarańczową i ruszam podjazdem w trasę. Ostatnie spojrzenie na magury:



Od głównej szosy teren coraz bardziej opada w dół. Przyjemny wiaterek chłodzi przy prędkości :) Po lewej panoramy. Podjazdy, które do południa mozolnie zdobywałem teraz zamieniły się w przyjemne zjazdy.
Wracając bardziej kręce blatem niż kadencyjnie. Przed Jasłem biorę kolejną Wysowiankę, szybki przejazd przez centrum miasta i główną do Kołaczyc.
Przeprawa przez Wisłokę i w dolinie płasko do Brzostka. Uzupełniam energię, szukam także sklepu, tankuje jednak dopiero w Jaworzu 1 małą Piwniczankę.
Dobrym tempem przemierzam trasę do Pilzna, potem przez Chotową-Grabiny do Dębicy. Jakieś nastolatki chciały się jeszcze ze mną ścigać w Grabinach musiałem więc chwile pocisnąć na maksa aby ich zgubić.
Przejazd 3 maja-Krakowską na osiedle. Wycieczka udana bez większych problemów :) Turystyka w Beskidzie Niskim tym samym rozpoczęta.




Dane wyjazdu:
68.00 km 7.30 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie:135 m
Kalorie: kcal

Pustków-Ocieka-Blizna (odznaka PTTK)

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 25.06.2011 | Komentarze 2

Wyjazd z Kirą po 16.30 na wycieczkę na teren gminy Ostrów- ostatniej gminy, której poznanie jest wymagane dla otrzymania odznaki PTTK Ziemi Ropczycko-Sędziszowskiej.
Jazda w stroju BPT, bez kasku, Kościuszki-Kosynierów-Pustynia drogami lokalnymi w kierunku Pustkowa. Po drodze mijamy sródleśne jezioro.



Trasa biegnie to asfaltami, to błotnistymi odcinkami w lesie. W pobliżu Góry Śmierci w Pustkowie zlokalizowano budowę repliki obozu, który kiedyś istniał na terenie Pustkowa. W moim odczuciu budynki jak i otoczenie wyglądają zbyt nowocześnie. Tzn architektonicznie jak najbardziej ok, natomiast materiały z których je zbudowano mogliby w jakiś sposób "postarzyć", aby nadać realizmu tej replice.



Na Górę Śmierci prowadzą schody oraz asfaltowy podjazd.



W obozie który kiedyś istniał na terenie Pustkowa zginęło lub zostało zamordowanych ok. 15000 więźniów: 7000 Żydów, 5000 jeńców radzieckich, 3000 Polaków.
Tablica pamiątkowa:


Komora:


Wnętrze komory:


Krematorium:


Pomnik żydowski:


Widok Góry Śmierci:


Po krótkim pobycie na Górze powracamy na drogę asfaltową i kierujemy się przez Pustków-Osiedle-Kochanówkę w stronę Ocieki. Tutaj mamy zobaczyć miejscowy kościół, który z zewnątrz niczym szczególnym się nie wyróżniał oraz bunkry. Pierwszy lokalizuje dość szybko, za ogrodzeniem miejscowej plebanii.



Kolejny udaje się namierzyć po uprzejmej (jak zwykle) informacji miejscowych. Drugi bunkier zlokalizowano w polu, aktualnie jest on tak osłonięty ścianą drzew że dopiero z bliska widać jego mury.



Wiedziony ciekawością najpierw wchodzę po drutach na górę bunkru, a następnie schodzę do jego wnętrza, przekazując cyfrówkę Kirze. Wszedłem wnęką w tylnej ścianie bunkra prawdopodobnie powstałą na skutek wybuchu pocisku.



W środku jest wilgotno, cieknie z drutów i sufitu. Zwracam uwagę na wystające wszędzie druty żelbetonu.
Otwór strzelniczy widok od środka:


oraz z zewnątrz:


Z bunkra wychodzę wejściem właściwym, które otoczone jest ścianą drzew i krzaków.


Po udokumentowaniu naszego pobytu kierujemy się dalej drogą polną w poszukiwaniu kolejnego bunkra. Niestety nie znajdujemy go w okolicznych zadrzewieniach, także drogą asfaltową wracamy do Ocieki do pierwszego bunkra.
Tu po drodze po prawej daje się zauważyć duża betonowa ściana trzeciego bunkra.



Okazuje się on dość rozległym, największym z trzech któe zobaczyliśmy, bunkrem, któy otrzymał uderzenie z góry, przez co do jego wnętrza można wejść przez sporą wyrwę.



Wracamy do centrum Ocieki, robimy zdjęcia i drogą leśną gruntową udajemy się w kierunku Blizny. Przez kilka kilometrów trasa wiedzie przez błotniste podłoże z licznymi kałużami.



Potem wyjeżdżamy na starą poniemiecką drogę zbudowaną z płyt, które polano cienką warstwą asfaltu. Przez ponad 2,5 km ciągnie się ona prosto aż do wsi Blizna.
Sama wieś sprawia ponure wrażenie: odizolowana hektarami lasu od otoczenia, prowadzą do niej dwie drogi asfaltowe, wokół kilkadziesiąt domów i po drodze nie spotkaliśmy ani jednej osoby.
Przejeżdżamy przez wieś wypatrując jakichś ciekawych obiektów z okresu wojny. Przejeżdżamy przez Bliznę i przy ścianie lasu zauważamy tablicę informującą o nieodległym położeniu poligonu.



Postanowiliśmy poszukać wjazdu na jego teren, najpier objechaliśmy las ale po kilku kilometrach nie natrafiliśmy na żaden zjazd poza drogą do rozległej śródleśnej stadniny koni. Wracamy więc do punktu wyjścia, czyli tam gdzie zobaczyliśmy tablicę. Wcześniej jeszcze postanawiam skręcić w druga stronę i oczom naszym ukazuje się.. park historyczyny, który również mieliśmy odwiedzić. Jak się okaże jest jeszcze w budowie.





Ogrodzony drewnianym płotem, w jego centrum umieszczono pocisk rakietowy V2. Warto śledzić media, kiedy planowane będzie otwarcie i pojawić się tu, aby zobaczyć wszystkie planowane eksponaty.
Wracamy pod tablicę i skręcamy w zauważoną wcześniej leśną drogę. Trochę błotnista, po kilkuset metrach jazdy zawracamy- zwarta ściana lasu i nieprzyjazny teren nie wróżą łatwej przeprawy.
Robi się coraz ciemniej, postanawiamy wracać do Dębicy. Kira nawiguje GPS i dzięki temu z Woli Ocieckiej jedziemy najkrótszą możliwą trasą.
Kilka km przed Pustkowem włączamy oświetlenie, zaczyna delikatnie kropić. Staramy się konkretnie cisnąć, mżawka zaczyna padać coraz konkretniej. W Dębicy już wszędzie mokro, nie dośc że chlapie wodą z ulicy to jeszcze kropi z góry :)
Ja wracam Sandomierską-Rzeszowska, Kira Świętosława-Kościuszki.



Dane wyjazdu:
92.00 km 15.10 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie: m
Kalorie: kcal

Brzeziny-góra Bardo-Gogołów (odznaka PTTK)

Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 3

Dzisiaj z Kirą wybraliśmy się w ramach zdobywania odznaki turystycznej na wycieczkę do czwartej z pięciu gmin Powiatu Ropczycko-Sędziszowskiego, gminy Wielopole Skrzyńskie.
Wyjazd po 14 spod zegara w dębickim rynku, przejazd Kawęczyńską do Stasiówki. Tutaj kurs na Głobikową, gdzie na wieży pooglądaliśmy m.in. górki na które dzisiaj przyjdzie nam wjechać. Pogoda słoneczna z niewielką ilością chmur gwarantowała ładne widoki z wieży. Porobiliśmy trochę zdjęć panoram i na dole z dinozaurami po czym ruszyliśmy dalej w trasę.












Powrót do wieży na Kamieńcu i zjeżdżamy z tego najwyższego w powiecie dębickim punktu w prawo w kierunku Brzezin.
Trochę jazdy terenem przez las, wyjeżdżamy na asfalt i szybkim tempem zjeżdżamy w dół doliny do pierwszego punktu w gminie Wielopole Skrzyńskie-do Brzezin.
Tutaj mamy zobaczyć drewniany kościół i ruiny dworu.
Ze znalezieniem kościoła nie było problemu- już wcześniej go widziałem, natomiast o dwór pytaliśmy miejscowych. Pomimo instrukcji nie udało się nam odnaleźć ruin, może kiedyś się to uda bo wtedy gonił nas czas. Sam kościół drewniany z ładnym wnętrzem, w pobliżu drewniana wieża obronna i niskie obmurowanie całego otoczenia kościelnego. Tu niespodzianka- omijając kościół natknęliśmy się na zająca szaraka, który stał przy murku od strony kościoła. Na mój widok zerwał się do ucieczki, Kira stał tuż za nim ale go nie wyczuł i mógł podejść zdecydowanie bliżej.






W miejscowej bibliotece "burzymy" sielski spokój pani bibliotekarki, prosząc o pieczątki do książeczek PTTK jako potwierdzenie pobytu w Brzezinach.
Ruszamy dalej w trasę, jazda drogą asfaltową obrzeżem lasu. Teren powoli sie podnosi, powoli przed nami wyłania się widok góry na którą przyjdzie nam wjechać.
Zmienia się też teren: najpierw jedziemy drogą gruntową, następnie polną.



Po kilkuset metrach podjazdu jadąc już gruntówką przecięliśmy drogę wzdłuż prywatnej posesji wyjeżdżając nagle na asfalt. Tutaj konkretny ale króki podjazd i mijamy ostatnie zabudowania cały czas jadąc zielonym szlakiem. Przed nami już tylko las, podjazdy i jak sie okaże później ciężki teren.



Drogi w lesie gruntowe, często zarośnięte po kolana roślinnością, błotniste i grząskie.



Część trasy musieliśmy prowadzić rowery, podjazd nie był możliwy.





Gdy osiągnęliśmy szczyt wzgórza okazało się że to nie jest Bardo, a skrzyżowanie trzech szlaków pieszych. Na lewo strzałka na Bardo- przed nami więc kolejny podjazd na właściwą górę.

Bardo to góra całkowicie porośnięta lasem mieszanym. Na żadne widoczki liczyć nie mogliśmy, chociaż raz trafił się całkiem konkretny prześwit w poszyciu lasu.



Podjeżdżamy dalej wąską ścieżką wydeptaną przez pieszych turystów, często napotykając na gałęzie i poszycie starające się zająć ten wąski skrawek niewykorzystanego gruntu.
Zauważamy koniec podjazdu, a na wzniesieniu porośniętym lasem bukowym słupek oznaczający szczyt góry Bardo i przebieg trzech szlaków pieszych. Zdobyliśmy więc górę Bardo.



Było to o tyle problematyczne, że jest to góra dzika i zarośnięta. Wysokość bezwzględna jest podobna do tej, jaką ma Liwocz, jednak dostępność o wiele mniejsza. Na Liwocz mamy ciężkie ale szerokie i prowadzące jasno na sam szczyt drogi. Tutaj zabagnione i zarośnięte leśne drogi i ścieżki. Szczyt Liwocza jest płaski i wybrukowany z kaplicą, szczyt Bardo niepozorny, nieznacznie górujący nad sąsiednimi wzniesieniami.





Teraz teren opada, zjeżdżamy chwilkę, by po kilkuset metrach wjechać na niewielkie wzgórze w paśmie Klonowej Góry. Dalej już zjeżdżamy terenem w dół. Koleiny czasem były naprawde głębokie, wyjeżdżone przez maszyny ALP. Zdażyły się wywrotki, ja sam poleciałbym na koleinie gdy ścięło mi przednią oponę, Kira z tyłu też miał ciekawie.
Na trasie natrafiliśmy na leśne jeziorko, piękny mi szlak zielony. Przed jeziorkiem jeszcze obaj polecieliśmy na obie strony drogi, bo pod trawą ukryte były coraz głębsze koleiny wypełnione wodą :D Nijak się to dało przejechać, widząc głębokość kolein któe mijaliśmy nikomu nie uśmiechało się moczyć w takim jeziorku. Ominąć też ciężko, mocno zarośnięte poszycie. Obraliśmy inną trasę, skręcając w lewo i objeżdżając feralny odcinek.
Przecieliśmy leśną drogę (jak się potem na mapie okazało wyprowadziłaby nas do Stępiny) i napotkaliśmy jadąc dalej zielonym szlakiem na kolejną górkę.
Kira przy okazji zaliczył stójkę w błocie, teren uniemozliwił jazdę.



Pod tą błotnistą górkę sporo prowadziliśmy rowery, ja jeszcze mylnie skręciłem z zielonego szlaku, zaliczając po drodze kilka płytszych błotek. Ostatecznie wyjechaliśmy z lasu na szosę wiodącą do Stępiny.



Tutaj pojechaliśmy na wschód, przed nami przełęcz Bardo i znak o tym informujący. Na prawo gruntowy długi podjazd do Stępiny, nikomu sie jednak nie chciało nim podjeżdżać a czasu było mało. W terenie czas leciał bardzo szybko, wyjechaliśmy z tych lasów po 19. Powrót do punktu z którego wyjechaliśmy i podjazd asfaltem na górkę z której jak się potem okazało, dojechaliśmy do..Gogołowa :D

Stąd, gdy tylko zobaczyłem drewniany kościółek, wiedziałem jak wyjechać..a kościółek architektonicznie bardzo ładny, kryty gontem. Niestety zamknięty i niedostępny dla turystów choć zlokalizowany jest jako obiekt na trasie szlaku architektury drewnianej.



W Gogołowie odwiedzamy jeszcze sklep, aby uzupełnić płyny i kalorie po czym na maksymalnych obrotach ciśniemy aby szybciej do Pilzna. Na 3:9 cisnąłem już na prostej Brzostek-Pilzno, chwilami redukując na podjazdach lub gdy organizm sie o to prosił.
Tuż przed zachodem słońca mijamy wiadukt na e-40 w Pilźnie, wjeżdżając do Chotowej już widzimy jedynie poblask słońca na zachodzie, palą się uliczne latarnie, a my bez lampek. Nadal dobrym tempem jedziemy trasą Straszęcin-3maja i zjeżdżamy na chodnik z racji braku oświetlenia. Jest już ciemno, po 22. Ja urządzam sobie jeszcze rajd ścieżką rowerową do synagogi i postój pod zegarem. Tu kończy sie nasza trasa i rozjeżdżamy się na osiedla.

8.7 km terenu do podnóża Bardo
6.4 km od lasu przy Bardo do szosy za Bardo
Mapka zaznaczona ręcznie z pamięci, nue uwzględnia wszystkich skrętów, zakrętów w terenie stąd krótsza jej długość niż wskazywał licznik Kiry.


Link do galerii zdjęć: https://picasaweb.google.com/104126750072256019893/Bardo534MNPM#



Dane wyjazdu:
86.30 km 2.35 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie: m
Kalorie: kcal

Góra Ropczycka-Zagorzyce-Bystrzyca-Nockowa-Iwierzyce (odznaka PTTK)

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 0

Dzisiaj razem z Kirą uderzamy na wycieczkę krajoznawczą na obszarze wschodniej części Powiatu Ropczycko-Sędziszowskiego, w tym dwóch gmin: Sędziszów Małopolski i Iwierzyce w ramach zdobywania odznaki PTTK.
Planowo wyjazd miał mieć miejsce o 12.30 spod zegara na dębickim rynku, jednak opóźnił się o te kilkanaście minut. Gdy pojawiłem się na miejscu Kira już wrócił do siebie także podjechałem na Poddęby i stamtąd uderzamy ul. Rzeszowską tempem dość rekreacyjnym na Ropczyce.
Po drodze w Sędziszowie Małopolskim musimy zdobyć pieczątki do książeczki wycieczek. Niemal wszystko w tym mieście po godz. 14 (a dotarliśmy tam lekko po 14) jest pozamykane. Nie udało się w kwiaciarni, gdzie pani szczerze bała się nam przybić firmową pieczątkę tłumacząc się wcześniejszymi problemami z naciągaczem coś tam nabroił. Na komende policji nie wbiliśmy, zawitaliśmy natomiast to miejskiego ośrodka kultury, gdzie za ścianą odbywał się jakiś spektakl. Tu również nie było gdzie zdobyć potwierdzenia pobytu w Sędziszowie, przydał się natomiast wc-ek na dole ;D
Wreszcie udaje się w aptece (tak jak wcześniej w Ropczycach). Miła młoda pani aptekarz bez problemu przybija pieczątki w książeczki :).
Po zdobyciu pieczątek nic więcej już nas nie trzyma w Sędziszowie, zawracamy więc przez miasto na drogę przecinającą e-40 i prowadzącą do Góry Ropczyckiej- pierwszego punktu na trasie wycieczki. Jazda lekko pod górkę, po kilkuset metrach napotykamy na tablicę informacyjną poświęconą ścieżce edukacyjnej wokół atrakcyjnych terenów rekreacyjnych w miejscowości.
Są tu m.in. 3 zarybione stawy, ławeczki dla wypoczynku, infrastruktura dla dzieci typu drabinki.



Całość przechodzi dalej w pobliski lasek, gdzie na wzgórzu znajduje się kaplica grobowa. Omijamy nie wiedząc o tym to miejsce łukiem na wzgórze aby wrócić do wsi, ścieżke zobaczymy za drugim okrążeniem, po wizycie w koszarach.
My odbijamy w prawo i przy szkole wyjeżdżamy na
relacja samoczynnie się skasowała :///



Dane wyjazdu:
38.10 km 7.50 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Przewyższenie: m
Kalorie: kcal

Pętla

Czwartek, 7 maja 2009 · dodano: 07.05.2009 | Komentarze 0